Jeszcze w zeszłym roku bardzo długo toczyły się dyskusje na temat systemu Halo i jego obecności w Formule 1. Krytycy podnosili argument, że ogranicza on pole widzenia kierowcy i nie chroni w określonych sytuacjach. Pałąk ochronny nie zablokuje bowiem drobnych elementów lecących w kierunku kierowcy. Z takim wypadkiem mieliśmy do czynienia chociażby w roku 2009, gdy Felipe Massa został trafiony sprężyną w głowę.
Obrońcy Halo przypominają jednak dwa wypadki z tego roku, w trakcie których system zdał egzamin. Mowa o karambolu z Belgii, kiedy to samochód Fernando Alonso trafiło w pałąk ochronny zamontowany w maszynie Charlesa Leclerca. Z kolei w Formule 2 podczas zawodów w Barcelonie Halo uratowało życie Tadasuke Makino.
- Był opór, jeśli chodzi o Halo. Jeśli jednak zmierzasz w dobrym kierunku i masz tego świadomość, to musisz o to walczyć. Udowodniliśmy wartość tego systemu. Bez niego konsekwencje wypadku Leclerca byłyby dużo gorsze - powiedział Jean Todt, prezydent FIA.
W przyszłym roku pałąk ochronny zagości w samochodach kolejnych serii. Na jego wprowadzenie zdecydowali się bowiem szefowie Formuły E i Formuły 3.
- Bezsprzecznie bezpieczeństwo jest dla nas priorytetem, a FIA ma rację i słusznie naciska na wszystkich w tej sprawie - skomentował Ross Brawn, dyrektor sportowy F1.
ZOBACZ WIDEO Przygoński trzyma kciuki za Kubicę. "Najważniejsze, żeby cieszył się jazdą"