Red Bull Racing nie popiera limitu wydatków w F1. Mercedes i Ferrari mogą naginać przepisy

Limit budżetowy w Formule 1 ciągle nie został zatwierdzony, a Red Bull Racing należy do krytyków tego pomysłu. Christian Horner uważa, że cięcie wydatków może doprowadzić do tego, że wzrośnie dominacja Mercedesa i Ferrari nad resztą stawki.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Max Verstappen na torze w Austin Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen na torze w Austin
Zdaniem Liberty Media i mniejszych zespołów, takich jak chociażby Williams, limit wydatków jest jedynym sposobem na uratowanie Formuły 1. W obecnych realiach Mercedes czy Ferrari wydają ponad dwa razy więcej niż ekipy z końca stawki. Prowadzi to do sporych dysproporcji na torze.

Rich Energy rzuca wyzwanie Red Bullowi. Czytaj więcej! 

Plan właściciela F1 zakłada, aby cięcia finansowe wprowadzić w roku 2021. Rozmowy w tej sprawy ciągle trwają i nie są łatwe. Mercedes i Ferrari są bowiem w tej sytuacji, że równocześnie są producentami samochodów drogowych i tam mogą lokować część wydatków.

- Dla Red Bulla bardzo ważne jest to, abyśmy mieli takie same możliwości jak rywale spod znaku Mercedesa czy Ferrari. Uważamy, że udało nam się to osiągnąć w tym krótkim czasie, od kiedy jesteśmy w F1. Ważne jest, aby jakiekolwiek ograniczenia finansowe były sprawiedliwe i nie dyskryminowały kogokolwiek - twierdzi Christian Horner, szef Red Bull Racing.

ZOBACZ WIDEO: To był najgroźniejszy wypadek Małysza. "Życie przeleciało nam przed oczami"

Zgodnie z nieoficjalnymi informacjami, limitem nie miałyby być objęte chociażby pensje kierowców czy też szefów zespołów. Dyskutowane są też kwestie tego, jak poradzić sobie z wydatki związane z produkcją i rozwijaniem silników. Część zespołów kupuje bowiem gotowe jednostki od takich producentów jak Mercedes, Ferrari czy Renault.

- To jest trudny temat dla FIA, aby wprowadzić uczciwy limit i kontrolę nad nim. Czekamy z zainteresowaniem, aby zobaczyć jak federacja planuje sobie z tym poradzić - dodał Horner.

Zdaniem "Motorsportu", FIA bierze pod uwagę rozróżnienie producentów od zespołów, które nie tworzą silników. Ci pierwsi mogliby wydawać więcej pieniędzy, skoro mają dodatkowe zadanie w postaci opracowywania jednostek napędowych.

- Nie sądzę, aby w F1 istniał jakiś zespół, który chciałby, aby jego wydatki poszły w dół. Nie da się sprowadzić budżetów wszystkich ekip do poziomu chociażby Alfy Romeo. Ani też nie da się, by ci mniejsi wydawali więcej. Trzeba pójść na kompromis, z którego nikt nie będzie zadowolony - ocenił Brytyjczyk.

Horner zwrócił uwagę na to, że wprowadzenie limitów doprowadzi do tego, że trzeba będzie mocno pilnować największe ekipy. Zdaniem Brytyjczyka, już teraz Mercedes zatrudnia niektórych pracowników zespołów... w swoich salonach dealerskich. W ten sposób ukrywa faktyczne koszty funkcjonowania teamu.

Robert Kubica trzyma kciuki za Krzysztofa Piątka. Czytaj więcej!

- Dlatego najważniejsze jest to, aby kosztów nie dało się ukryć gdzieś indziej. By nie było sytuacji, że ktoś ma tez zespół w Formule E i tam zapisuje jakieś wydatki. Nie dotyczy to może większości ekip, ale niektórym może dać znaczącą przewagę nad rywalami. Mogą oni wykorzystać przepisy, by mieć dodatkowe korzyści - podsumował Horner.

Czy popierasz cięcie wydatków w F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×