F1. Jarosław Wierczuk: Historyczne zwycięstwo w cieniu tragedii (komentarz)

Materiały prasowe / Toro Rosso / Na zdjęciu: minuta ciszy przed wyścigiem F1
Materiały prasowe / Toro Rosso / Na zdjęciu: minuta ciszy przed wyścigiem F1

Tegoroczne Grand Prix Belgii zapisze się w historii F1 jako czarny weekend. Bardzo czarny. W bardzo groźnym wypadku zginął w sobotę jeden z czołowych kierowców F2, Antoine Hubert. Ta tragedia nie pierwszy raz rzuca cień na aktualny sezon.

Najpierw Charlie Whiting, później Niki Lauda, a teraz Anthoine Hubert. Kierowca bardzo utalentowany i w ostatnich miesiącach wyjątkowo pozytywnie oceniany przez szereg teamów Formuły 1, ale właśnie… Anthoine był aktywnym kierowcą, który zginął na torze i chyba to najbardziej szokuje.

Coraz wyższe standardy bezpieczeństwa dały nam złudzenie całkowitej eliminacji ryzyka. To niestety złudzenie. Żadna konstrukcja bolidu nie obroni kierowcy przed gigantycznym przeciążeniem. Żadna? Chyba, że konstrukcja torów minimalizująca ryzyko kontaktu z bandą przy dużej prędkości.

Czytaj także: FIA wszczęła śledztwo po wypadku Huberta
No tak, ale przecież jeszcze Ayrton Senna mówił, że pozbawienie cyklu Grand Prix takich zakrętów jak Eau Rouge jest pozbawieniem tego sportu duszy, a grono fanów tradycyjnych torów jest cały czas duże. Można ich łatwo zrozumieć. Spa-Francorchamps tak samo jak Monako to obiekt gdzie rola kierowcy, jego talentu, naturalnej prędkości, jest większa niż gdzie indziej.

ZOBACZ WIDEO Serie A. Juventus - Napoli: Genialne widowisko! 7 goli, wielki powrót i dramat Koulibaly'ego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Wracając do bezpieczeństwa bolidów. Spotkałem się z opiniami, że nowy system Halo nie uratował Huberta. To skandal. Samochody są bardzo bezpieczne, co pokazuje bilans ostatnich lat, ale ryzyko jest stale obecne.

A w zawodach? Czuć było szczególną atmosferę. Sobota dla większości była szokiem. Sportowo podstawowym pytaniem była stabilność formy Ferrari. Ich szybkość w skali jednego okrążenia nie była zaskoczeniem. Tam gdzie najbardziej liczy się moc, przewaga Włochów jest oczywista. Problem pojawiał się dopiero po pewnym dystansie i bardzo często dowiezienie tej przewagi szybkościowej do mety było niemożliwe.

Pewnym zaskoczeniem była z kolei przepaść pomiędzy Charlesem Leclercem a Sebastianem Vettelem, przynajmniej po kwalifikacjach. Mam nieodparte wrażenie, że Ferrari już jakiś czas temu postawiło zdecydowanie na Leclerca. To bardzo znacząca wolta w stosunku do początku sezonu, kiedy zespołowi zdarzały się team orders faworyzujące Niemca.

O koncentracji na Leclercu świadczy kierunek rozwoju bolidu. Ferrari ma duży problem z przodem, z podsterownością i w celu jej eliminacji musi iść na coraz większe kompromisy z tyłem samochodu. Leclerc bardzo dobrze czuje się z bolidem mającym tendencje do nadsterowności, Vettel wręcz przeciwnie, a Spa-Francorchamps jest pod tym względem wyjątkowo ciężkie. Trzeba wybitnego wyczucia samochodu, aby na tych szybkich łukach poruszać się tak szybko jak to robił Leclerc z mało stabilnym tyłem.

Kluczowy dla losów wyścigu był start. Pomimo drobnych problemów Vettela, Ferrari wyszło z niego obronną ręką. Szkoda trochę Maxa Verstappena i jego rzeszy fanów. Błąd na wjeździe do La Source, zaraz po starcie, przywołał mi na myśl pierwszy sezon Maxa w Formule 1. To błąd, który raczej nie powinien mieć miejsca, a Holender odzwyczaił nas w tym sezonie od podobnych sytuacji.

A propos Red Bull Racing, widać było niesłychaną determinację obu kierowców, których niedawna zamiana miejsc dotyczyła. Zarówno Alexander Albon jak i Pierre Gasly bardzo chcieli się wykazać. Jak na razie Albon potwierdził swoją wartość, ale do decyzji o kontrakcie na pełny sezon jest zapewne jeszcze daleko.

Czytaj także: Śmierć znów upomni się o kierowcę 

Ostatecznie Leclerc dowiózł pierwsze miejsce do mety. Pierwsze zwycięstwo Charlesa i jednocześnie pierwsze w sezonie dla Ferrari było o tyle wyjątkowe, iż różnica w stanie opon pomiędzy bolidem Leclerca i Hamiltona zmieniała się pod koniec wyścigu w zawrotnym tempie. Presja była ogromna, a kierowca z Monako nie popełnił ani jednego, drobnego choćby błędu. Pełne uznanie.

Czy za tydzień będziemy mieli powtórkę? Dużo na to wskazuje tym bardziej, że Monza to tor jeszcze szybszy i jeszcze mniej aerodynamiczny. Forza Ferrari!

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Źródło artykułu: