F2: Anthoine Hubert nie żyje. Motorsport nigdy nie będzie bezpieczny. Śmierć znów upomni się o kierowcę

Anthoine Hubert nie żyje. Sobota na torze w Belgii przypomniała FIA, promotorom wyścigów, kierowcom i kibicom, że sporty motorowe nigdy nie będą bezpieczne. Rok po tym, jak na Grand Prix Belgii po raz pierwszy system Halo uratował życie w F1.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Anthoine Hubert na torze Getty Images / Eric Alonso / Na zdjęciu: Anthoine Hubert na torze
Przez lata infrastruktura torowa poprawiła się na tyle, że wypadki śmiertelne w Formule 1 są coraz rzadsze. Do tego doszedł większy nacisk na kwestie bezpieczeństwa przy konstruowaniu maszyn F1. Jeszcze w latach 70. czy 80. kierowcy rozpoczynali sezon z nastawieniem, że na ostatnim wyścigu któregoś z nich zabraknie na polach startowych. Taka była natura tego sportu, śmierć czyhała na zawodników w każdym zakręcie.

Dożyliśmy jednak czasów, w których śmierć zaczęła dość delikatnie traktować F1. Tragiczne wypadki Ayrtona Senny i Julesa Bianchiego dzieliło ponad 20 lat. Przez to zapomnieliśmy jak mocno ryzykują kierowcy opuszczając aleję serwisową, że pędzą na prostych ponad 300 km/h i wystarczy minimalny błąd, by ich życie dobiegło końca.

Przerażenie na torze Spa-Francorchamps

Gdy doszło do wypadku Anthoine'a Huberta w F2, na Spa-Francorchamps trwały akurat briefingi kierowców F1 po kwalifikacjach. Lewis Hamilton dostrzegł karambol w jednym z telewizorów. - Wow. Mam nadzieję, że z tym dzieciakiem wszystko będzie dobrze. To wyglądało przerażająco - rzucił do dziennikarzy, a po chwili odszedł i nie zamienił ani słowa.

Za to w mediaroomie Red Bull Racing trwało spotkanie dziennikarzy z Alexandrem Albonem. Jak zwykle w takiej sytuacji, na telewizorach transmitowany był wyścig F2. Zespoły wykorzystują bowiem odbiorniki, by prezentować na nich materiały nadsyłane przez organizatora danej rundy F1.

Gdy Albon zobaczył wypadek, nie wyrzucił z siebie ani słowa, spoglądał za to nerwowo w kierunku monitorów. Po niespełna minucie ciszy poprosił swojego oficera prasowego o zakończenie spotkania. Bo chociaż do kierowców czy zespołów nie docierały jeszcze najgorsze informacje, to większość z nich przeczuwała co się dzieje. Wypadek Huberta wyglądał fatalnie. Padok toru Spa-Francorchamps spowiła przerażająca cisza.

Czytaj także: Renault i Francja płaczą. Czas na refleksję po śmierci Huberta

Kierowcy zapominają o niebezpieczeństwie

Sobotnie popołudnie w Belgii było trudne dla nowej generacji kierowców. George Russell startował wspólnie ze zmarłym Hubertem w zespole ART Grand Prix w serii GP3, Alexander Albon, Lando Norris czy Charles Leclerc mieli okazję mierzyć się z nim w kartingu.

Młodych kierowców tragedia Huberta dotknęła z jeszcze jednego powodu. Oni dopiero wchodzą do tego sportu, bawią się nim. Większość z nich nie przeżyła ani jednego poważnego wypadku w F1. Wystarczy sobie przypomnieć, jak przerażony był Russell gdy najechał na poluzowaną studzienkę kanalizacyjną w Grand Prix Azerbejdżanu. Albon poważnie roztrzaskał się na początku roku w Chinach i w pierwszej chwili przez radio wypowiadał dość nerwowe komunikaty.

Ryzyko jest nieodłącznym elementem sportu jaki sobie wybrali, ale trudno posądzać 20-latków, by o tym myśleli. Tragedia Huberta, ich rówieśnika, brutalnie im o tym przypomniała. To nie przypadek, że właśnie w social mediach Leclerca czy Russella w pierwszej kolejności pojawiły się wpisy dedykowane pamięci młodego kierowcy z Francji.

Czytaj także: Świat motorsportu w żałobie po śmierci Huberta

Dla każdego z nich niedzielny wyścig F1 o Grand Prix Belgii będzie trudnym przeżyciem. Każdy z nich będzie mieć z tyłu głowy utratę kolegi z toru, dawnego przyjaciela zespołowego czy też po prostu rywala. Hamilton i reszta starszyzny już to przeżyła, choćby żegnając Bianchiego w roku 2015 i niosąc trumnę z ciałem Francuza na jego pogrzebie.

Motorsport nigdy nie będzie bezpieczny

FIA na przestrzeni lat mocno poprawiła bezpieczeństwo w F1 i innych sportach. Ostatnią nowinką jest system Halo, który właśnie przed rokiem uratował życie Leclercowi w Grand Prix Belgii. Na ówczesnego kierowcę Saubera spadł bowiem samochód prowadzony przez Fernando Alonso.

"Jeśli ktoś z was ogląda ten sport i czerpie z tego frajdę, niech poświęci chwilę na refleksję. Na to, czy to co robimy jest bezpieczne. Każdy z kierowców ryzykuje życie, gdy wyjeżdża na tor. Ludzie muszą to doceniać, bo czasem tak się nie dzieje" - napisał w sobotni wieczór na Instagramie Lewis Hamilton, aktualny mistrz świata F1.

FIA już zapowiedziała, że przeprowadzi śledztwo po wypadku Huberta. Federacja chce wiedzieć, co zawiodło w sobotnie popołudnie na torze Spa-Francorchamps. Na ile sprawdził się system Halo, który wprowadzono właśnie po śmierci Bianchiego, po tym jak Francuz uderzył głową w stojący obok toru dźwig. Gdy wprowadzano pałąk ochronny do F1, chwalono się, że ma on wytrzymać uderzenie odpowiadające masie piętrowego autobusu.

Czytaj także: Niedzielny wyścig F2 odwołany

Bez wątpienia śmierć Huberta nie pójdzie na marne. Śledczy FIA opracują raport, po którym dowiemy się o kolejnych zmianach w F1 i niższych seriach. Do pracy zaangażowane zostaną wszelkie możliwe siły. Jednak pewnych rzeczy to nie zmieni. Minie parę lat (oby nie miesięcy!) i motorsport znów będzie opłakiwać czyjąś śmierć. Bo taka jest jego natura.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×