Aż ośmiu z dziewięciu kierowców nie rozpoczęło we właściwym momencie mierzonego okrążenia i zakończyło przedwcześnie kwalifikacje, nie poprawiając czasów z pierwszej części Q3. To efekt powolnej jazdy niemal całej stawki Formuły 1 wynikającej z faktu, że nikt nie chciał jej przewodzić.
- Przekroczyliśmy punkt kulminacyjny. Bo żaden z nas nie widział wcześniej takiego absurdu - powiedział "Autosportowi" Toto Wolff, szef Mercedesa.
Czytaj także: Reprymendy dla kierowców za chaos w F1
Wolff miał powody do wściekłości, bo Lewis Hamilton i Valtteri Bottas w ten sposób stracili szansę na pole position. Po pierwszym przejeździe Brytyjczyk i Fin tracili bowiem niewiele do prowadzącego Charlesa Leclerca, który ostatecznie wygrał kwalifikacje.
ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku
- Monza jest specyficzna i wymaga holowania ze strony samochodu jadącego z przodu. W wyścigach samochodowych jazda w strudze powietrza za rywalem zawsze była ważna. Ten incydent wywołał nam jednak temat do dyskusji, bo nie były to dobre obrazki dla całej F1. Oczywiście, takie rzeczy mogą się zdarzać, bo to trochę jak w gra szachy, ale we Włoszech przybrało to niespotykany wcześniej rozmiar - dodał Wolff.
Czytaj także: Lewis Hamilton wściekły po kwalifikacjach
Austriak uważa, że nigdy więcej nie powinno dojść do takich obrazków w F1. - Praktycznie żaden z samochodów nie rozpoczął mierzonego okrążenia. To wstyd dla całej Formuły 1. Nie mamy z tego względu żadnych korzyści - podsumował.
Mimo ogromnego chaosu w kwalifikacjach, sędziowie nie ukarali kierowców F1. Zdecydowali się jedynie na reprymendy, które tak naprawdę nie niosą za sobą żadnych konsekwencji.