Silniki hybrydowe w F1 pojawiły się w roku 2014 i od początku przewagę nad resztą stawki miał Mercedes, który za sprawą konkurencyjnych jednostek sięgał po kolejne tytuły mistrzowskie w F1. W tym sezonie Niemcy nadal przewodzą w klasyfikacji generalnej, ale bez wątpienia nie mają już najbardziej wydajnego silnika.
Wyścigi F1 na torach z długimi prostymi, jak Bahrajn, Belgia czy Włochy, pokazały, że Ferrari pokonało najgroźniejszego rywala. W takich warunkach kierowcy Mercedesa nawet nie byli w stanie zbliżyć się do konkurentów z Maranello.
Czytaj także: Szef Haasa ma problemy. Nazwał sędziego idiotą
Potwierdzeniem zmiany warty w F1 mogą być wyniki ostatnich kwalifikacji. Po cztery pole position z rzędu sięgał bowiem Charles Leclerc z Ferrari. Monakijczyk na samych prostych podczas czasówki w Rosji zyskał 0,7 s przewagi nad Lewisem Hamiltonem. - To musi robić wrażenie - przyznał Toto Wolff w rozmowie z "Motorsportem".
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Niefortunny wpis Legii Warszawa. "Przeprosiliśmy. Posypaliśmy głowy popiołem"
- Zwykle, gdy przepisy dotyczące silników się nie zmieniają, trudno o tak duże skoki wydajności. Ferrari znalazło coś niezwykłego. Musimy zrozumieć, w jaki sposób my możemy poprawić wydajność naszej jednostki. Do tego trzeba to odpowiednio połączyć z oporami samochodu i oponami - dodał szef Mercedesa.
Mercedes może być niemal pewny tytułu mistrzowskiego w klasyfikacji kierowców i konstruktorów F1. Niemcy na początku roku seryjnie wygrywali wyścigi, po tym jak Ferrari obrało błędną koncepcję aerodynamiczną i w ten sposób traciło względem rywala z Brackley. Ostatnio Włosi przygotowali jednak pakiet poprawek do modelu SF90, co poprawiło osiągi samochodu.
Czytaj także: Haas chce osiągnąć wyższy poziom dzięki Kubicy
- Myślę, że Ferrari było silne, a teraz miażdżą wszystkich swoją prędkością i przyspieszeniem. Trudno jest to później nadrobić na reszcie toru. To sytuacja, z którą musimy się zmierzyć - ocenił Wolff.