F1: Haas chce wejść na wyższy poziom z Robertem Kubicą. Zespół wydaje coraz więcej na F1

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

Haas, do którego przymierzany w roli kierowcy rezerwowego jest Roberta Kubica, nie jest już kopciuszkiem F1. Zespół potrzebuje Kubicy, by wejść na wyższy poziom. Tylko w zeszłym roku wydatki Haasa na fabrykę wzrosły o 22 proc.

Nadal nie wiemy, w którym zespole F1 wyląduje w sezonie 2020 Robert Kubica. Polak na pewno nie będzie związany z Williamsem, ale chce pozostać w padoku F1. Oficjalnie w swoich szeregach w roli rezerwowego widzą go Racing Point i Haas. - Potrzebujemy Kubicy, by wzniósł zespół na nowy poziom. Nie tylko na torze, ale też poza nim - mówił ostatnio w Eleven Sports Gunther Steiner, szef Haasa.

Haas jest w tej chwili najmłodszym zespołem w F1, bo dołączył do stawki w roku 2016. Początkowo nazywany był przez niektórych kopciuszkiem, bo dysponował najmniejszym budżetem w F1. Ponadto Amerykanie postawili na dość nowatorski sposób budowania samochodu - ogrom części kupują w firmach zewnętrznych (Ferrari, Dallara).

Czytaj także: Mechanicy Williamsa tym razem zawiedli

Dlatego takie ekipy jak Williams patrzą na Haasa z pogardą i twierdzą, że nie ma on prawa nazywać się "konstruktorem". Nieprzypadkowo też Claire Williams chciała zablokować możliwość takiego budowania samochodów. Haas pokazał bowiem, że za znacznie mniejsze pieniądze można wykonać lepszą robotę.

ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu

To już nie jest kopciuszek

Do debiutu Haasa w F1 doszło w roku 2016. Amerykanie byli pierwszą ekipą od 14 lat, która punktowała w debiutanckim sezonie w F1. Pierwsze dwa lata kończyli na ósmym miejscu w stawce. Przełom przyszedł w sezonie 2018, gdy udało im się zostać piątą siłą F1.

Nagły wzrost formy nie byłby możliwy, gdyby nie inwestycje. Haas opublikował właśnie raport finansowy, z którego wynika, że firma w ubiegłym roku zwiększyła wydatki aż o 22 proc. Na samą bazę w Wielkiej Brytanii wydano 118,7 mln dolarów.

Firma-matka, czyli należąca do Gene Haasa spółka zajmująca się obrabiarkami CNC, zakupiła za 2,3 mln dolarów sprzęt komputerowy do bazy zespołu w Wielkiej Brytanii. Do tego zatrudniono 14 nowych osób, a koszty związane z wynagrodzeniami wzrosły aż o 31 proc. Haas zatrudnia jednak ledwie 92 pracowników, co wygląda marnie w porównaniu do 500-600 osobowego personelu innych ekip.

Model współpracy Haasa powoduje, że firma musi mieć też swoje biuro we Włoszech, gdzie mieści się siedziba Dallary. Na nie wydano 11,7 mln dolarów. Zostało to jednak pokryte z nagród finansowych F1, jakie Haas otrzymał po raz pierwszy w sezonie 2018.

Przeciwieństwo Williamsa

Zespoły F1 mają problemy z przynoszeniem zysków. Świadczą to przykłady Williamsa i Renault. Brytyjczycy ostatnio opublikowali raport, w którym potwierdzili, że po sześciu miesiącach 2019 roku mają 18,8 mln funtów straty. Za to Francuzi na finansowym minusie zakończyli rok 2018.

W przypadku Haasa wygląda to zupełnie inaczej. W roku 2018 zespół ze względu na swoje świetne wyniki otrzymał aż 56,2 mln dolarów premii z puli F1. Ponadto 83,2 mln dolarów zapewnili ekipie sponsorzy. Sporą część tej kwoty wpłacił Gene Haas, bo najwięcej powierzchni na samochodach zajmują logotypy jego firmy.

Sporo do budżetu wpłacają jednak też producent zegarków Richard Mille oraz marka odzieżowa Jack&Jones. Każda z nich powiązana jest z kierowcami - Romainem Grosjeanem oraz Kevinem Magnussenem. Każda z firm miała wpłacić w zeszłym roku po 5 mln dolarów.

Problem może pojawić się przy rozliczaniu sum, jakie w roku 2019 na konto Haasa wpłacić miało Rich Energy. Producent energetyków przez połowę sezonu pozostawał sponsorem tytularnym Haasa i miał zapłacić za to 17,2 mln dolarów. Tyle że umowę wypowiedziano, a począwszy od Grand Prix Singapuru na samochodach Magnussena i Grosjeana próżno szukać logotypów Rich Energy. W tej chwili nie wiadomo, czy brytyjska firma przelała Haasowi jakiekolwiek pieniądze.

Przyszłość z Kubicą czy bez?

Słabsze wyniki Haasa w tym sezonie sprawiły, że pojawiły się wątpliwości, co do tego czy zespół pozostanie w F1 po roku 2020. "Dyrektorzy otrzymali potwierdzenie od Haas LLC o zamiarze udzielenia takiego wsparcia finansowego, jakie będzie konieczne, aby zespół mógł kontynuować swoją działalność w dającej się przewidzieć przyszłości" - czytamy w raporcie finansowym.

To pokazuje, że gorszy rok w F1 oraz problemy z Rich Energy nie zniechęciły Gene Haasa. Amerykanin, jeśli tylko będzie trzeba, wyłoży dodatkowe pieniądze na ekipę. Jego majątek ocenia się na 250 mln dolarów, więc biznesmen ma z czego inwestować.

Nie ulega jednak wątpliwości, że 66-latek chciałby, aby jak najwięcej pieniędzy zostało w jego portfelu. Dlatego ciekawa dla niego może być wizja współpracy z Orlenem. Biorąc pod uwagę, że firmy wspierające Magnussena i Grosjeana wyłożyły po 5 mln dolarów, to polski gigant paliwowy za nieco większą kwotę mógłby zostać sponsorem tytularnym Haasa. Nie dałoby to miejsca w zespole Kubicy w roku 2020, ale w sezonie 2021 wszystko może się zdarzyć. Umowy Francuza i Duńczyka zostały bowiem podpisane tylko na rok.

Czytaj także: Leclerc nie stracił zaufania do Vettela

- To Robert musi zadecydować, a nie ja - mówił Steiner o rozmowach z Kubicą przed tygodniem. Polak wprowadziłby inżynierów i fabrykę na wyższy poziom, bo ma umiejętności, których nie posiadają Magnussen czy Grosjean. Steiner doskonale sobie zdaje z tego sprawę. - Mam w swoim zespole ludzi, którzy pracowali z Robertem wcześniej i mówią o nim w samych superlatywach - twierdził szef Haasa w Eleven Sports.

Haas ma jednak jeden powód do niepokoju. To brexit, o czym wskazuje w swoim raporcie finansowym. Zespół wie, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE może ograniczyć swobodny przepływ sprzętu i personelu pomiędzy brytyjską bazą a biurem we Włoszech. Na szczęście dla Haasa, ten sam problem dotyczy też innych ekip zlokalizowanych na Wyspach.

Źródło artykułu: