Podczas treningu przed GP USA doszło do awarii silnika w samochodzie Charlesa Leclerca i po analizie w fabryce Ferrari okazało się, że nie nadaje się on do dalszego użytku. W tej sytuacji zespół miał do wyboru jazdę ze starszą i słabszą jednostką albo karę za skorzystanie z kolejnej maszyny.
Ferrari wybrało skorzystanie z nowego silnika i to w specyfikacji szykowanej na sezon 2020. Włosi uznali, że skoro nie mają już szans na zdobycie jakiegokolwiek tytułu w F1, to wykorzystają rywalizację na Interlagos do testów.
Czytaj także: Kubica ciągle sfrustrowany Williamsem
- Zainstalowanie nowego silnika oznacza dla Charlesa karę, ale powinniśmy dzięki temu wrócić do normalnego poziomu wydajności i będziemy mogli zakończyć sezon na wysokim poziomie - powiedział w informacji prasowej Mattia Binotto, szef Ferrari.
- Dla nas będzie to ważne, aby potwierdzić, że robimy postępy z rozwojem samochodu. Może to być dodatkowy impet, który pozwoli nam lepiej przygotować się do zimy. Wiem, że nasi kierowcy i inżynierowi są skoncentrowani w 100 proc. właśnie na tym - dodał Binotto.
Czytaj także: Rosjanie wykiwali Williamsa
Sam Leclerc nie przejął się natomiast informacją o karze. - Jazda po torze Interlagos jest fascynująca. Okrążenie jest krótko, ale mamy tam wiele kombinacji różnych zakrętów i prostych. Kiedy byłem młodszy, to zawsze wybierałem ten obiekt do jazdy podczas gry na konsoli - stwierdził Leclerc.
Monakijczyk w tej chwili walczy o trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej F1. 22-latek ma 14 punktów przewagi nad trzecim Maxem Verstappenem.
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"