F1. Christian Horner wzywa Liberty Media do reakcji. Właściciel F1 może uratować małe zespoły

- Formuła 1 musi uratować małe zespoły - stwierdził Christian Horner, szef Red Bull Racing. Brytyjczyk podkreślił jednak, że decyzja w tej sprawie należy do właściciela F1 i to on ma wszelkie narzędzia, by pomóc ekipom.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Christian Horner Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Christian Horner
W Formule 1 trwa spór dotyczący dalszego obniżania wydatków. Małe zespoły, które obawiają się swojej przyszłości w związku z kryzysem wywołanym koronawirusem, chcą obniżenia limitu wydatków do poziomu 100 mln dolarów. Na tak drastyczne cięcie kosztów nie chcą się jednak zgodzić Ferrari i Red Bull Racing.

Co ciekawe, w rozmowie z "Guardianem" Christian Horner zdradził, że jest świadom trudnej sytuacji małych graczy. - Jeśli któryś z zespołów upadnie, to będzie olbrzymi cios dla Formuły 1 w obecnej sytuacji - zauważył szef Red Bulla.

- Wszelkie decyzje należą do właściciela F1. To ich sprawa. Oni muszą zadecydować, w jaki sposób można utrzymać małe ekipy przy życiu. Oni potrzebują tych zespołów, by Formuła 1 mogła się w ogóle ścigać. Liberty Media zrobiłoby wszystko, aby w F1 nadal istniało 10 teamów - dodał Horner.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Zdaniem Brytyjczyka, jednym ze sposobów na przetrwanie przez małe zespoły kryzysu może być wypłacenie im dodatkowych premii finansowych przez Liberty Media. Horner też zwrócił uwagę na to, że obniżenie limitu wydatków wcale nie zmieni oblicza Formuły 1.

- Zespoły to konkurencyjne bestie. Teraz chcą użyć argumentu o bankructwach, by obniżyć wydatki i pomóc sobie w walce z czołówką. Tu chodzi o konkurencyjność, a nie pieniądze. Niektórzy chcą sprowadzić najlepsze ekipy do swojego poziomu, bo czują, że wtedy będą w stanie skutecznie konkurować. Rzeczywistość jest jednak taka, że w F1 zawsze będzie mieć lepsze i gorsze zespoły. Niezależnie od tego, jaki limit wydatków ustalimy - podsumował Horner.

Limit wydatków pojawi się w F1 po raz pierwszy w roku 2021. Pierwotnie miał on wynosić poziom 175 mln dolarów, ale wskutek obecnego kryzysu został obniżony do 150 mln dolarów. Do tego pułapu nie wlicza się jednak niektórych kosztów - chociażby pensji kierowców, szefów ekip, wydatków marketingowych czy też rozwoju silników.

Koronawirus najmocniej uderzył w cztery zespoły - Renault, Alfę Romeo, Haasa i Williamsa. Ten ostatni musiał się ostatnio ratować wielomilionową pożyczką. Brytyjczycy pod zastaw dali m.in. swoją fabrykę, siedzibę oraz wyprodukowane przez siebie samochody F1.

Czytaj także:
Ferrari będzie gotowe na początek sezonu
Toto Wolff kupił pakiet akcji Aston Martina

Czy któryś z zespołów F1 zbankrutuje wskutek kryzysu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×