Robert Kubica: Dałbym sobie medal

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Umiałbyś nazwać związek łączący cię z samochodem i ściganiem? To miłość? Uzależnienie?

To styl życia. Poruszasz aspekty, o których w ogóle nie myślę. Dla mnie to wszystko jest naturalne. To całe moje życie.

Na początku, za dzieciaka, ściganie było dla mnie zabawą. Mówienie, że zacząłem karierę w wieku 10 lat, jest śmieszne. Gdy masz 10 lat, nie masz kariery. Bawisz się, masz hobby. Z hobby przechodzi to w pasję, a dopiero później, gdy masz sporo szczęścia, dochodzi się jeszcze dalej. Jestem szczęściarzem. Nigdy tego nie ukrywałem. Nie chodzi o to, że ścigam się tu, gdzie się ścigam, ale że moja pasja stała się moją pracą. To dar życia, który nie wszyscy mają.

Człowiek staje się starszy, na pewne sprawy zaczyna patrzeć już trochę inaczej. Przez dobrych kilkanaście lat wszystko w moim życiu było podporządkowane wyścigom. Kiedy chodziłem spać, co jadłem, co robiłem między wyścigami. Podświadomość sprawiała, że nawet to, co oglądałem w telewizji, miało jakiś związek ze ściganiem.

Jest coś, co przez ściganie straciłeś?

Są rzeczy, których w młodości nigdy nie robiłem. Nie dorastałem jak "normalny" nastolatek. Nie chodziłem balować, na torze obracałem się zawsze w gronie starszych osób. To balowanie przyszło mi pierwsze na myśl, ale są przecież bardziej podstawowe sprawy. Samo dorastanie z rodziną miałem zupełnie inne. Trudno jednak mówić o stracie, skoro robiłem coś, co sprawiało mi satysfakcję.

Ściganie się w kartingu za granicą, bycie kierowcą fabrycznym i mieszkanie przez dwa sezony w warsztacie to nie było dla mnie nic złego. To była przygoda, coś wspaniałego. Budziłem się, gadałem z mechanikami, rozbierałem bolid, czyściłem. Czysta pasja. Byłem nią całkowicie pochłonięty.

Zastanawiałeś się, jak wiele w twoim ściganiu jest talentu, a ile nabytych umiejętności? Rozmawiałem z pewną osobą ze środowiska wyścigowego. Powiedziała: "Nigdy przed Kubicą nie było w Polsce takiego kierowcy. I przez kolejnych sto lat nie będzie".

Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Sam talent nie wystarczy, ale i sama praca to będzie za mało. Są w stawce kierowcy, którzy w przeszłości nie wykazywali wiele talentu, ale włożoną pracą wykonali wielki skok. Są też takie osoby, którym zbyt łatwo przychodziło wygrywanie. To sprawiło, że za mocno uwierzyli w siebie. Uznali, że nie potrzebują już pracować nad sobą, szukać przewag. To ich zgubiło.

Od czasów, gdy zaczynałem, sytuacja w środowisku bardzo się zmieniła. Dawniej nie było trenerów. Nauka polegała na tym, by spróbować czegoś samemu bądź podpatrzeć innych kierowców. W ostatnich 10 latach pojawili się trenerzy, którzy dają wskazówki. Ma to na pewno wiele plusów, ale są też minusy. Bo jeśli młody człowiek nauczy się, że zawsze jest ktoś, kto mu podpowie, sam nie będzie dążył do wiedzy.
Jest wiele rzeczy, które kierowca musi czuć sam. Schematów piłkarskich możesz się nauczyć. W piłce są czynniki zewnętrzne, na przykład śliska murawa, które wpływają na zawodnika, ale ten wpływ jest mniejszy niż w wyścigach. W wyścigach z okrążenia na okrążenie sytuacja się zmienia. Musisz to czuć. Nawiązuję do tego, bo ważny jest balans pomiędzy talentem i pracą. Tak samo ważny jest balans między słuchaniem podpowiedzi trenerów i uczeniem się jazdy samemu. To zanika.

Komu zawdzięczasz najwięcej?

Rodzicom.

Bo?

Bez nich tego wszystkiego by nie było. Pielęgnowali we mnie pasję, pozwolili na możliwość spełniania się, co nie było łatwe. Byłem szczęściarzem, bo moi rodzice, szczególnie tata, postawił sporo, by robić to wszystko w dobry sposób. Jest człowiekiem zero-jedynkowym. Albo robimy dobrze, albo w ogóle. Nie ma sensu się bawić, jeśli nie ma na to możliwości. To miało swoje konsekwencje. Mogliśmy mieć dom, ale nigdy go nie mieliśmy i mieszkaliśmy w małym mieszkaniu, bo mój ojciec wydawał pieniądze na mnie. Myślę, że pośrednio realizował też swoją pasję, schowaną. Jak był młodszy, nie miał takich możliwości. Przeze mnie realizował swoje zamiłowanie do jazdy, samochodów.

Przypomina mi się jeden detal. Gdy wyjechałem za granicę, jeździłem w białym kasku. Kask, wiadomo, to wizytówka kierowcy. Przyjeżdżam do Włoch, tam wszyscy zawodnicy z kolorowymi kaskami, a ja w białym. Ojciec powiedział mi: "Wolę wydać na dwa komplety opon więcej, niż na kolorowy kask. Kask nie sprawi, że będziesz lepszym zawodnikiem". I oczywiście to prawda. Dwa lata jeździłem w tym białym kasku. Stał się moją wizytówką. Dopiero w trzecim sezonie go pomalowałem. Mało osób to pamięta, ale w 2000 roku, gdy jeździłem w kartingu, miałem kask w barwach Red Bulla.

Dom rodzinny opuściłeś w bardzo młodym wieku. Jak wspominasz pierwsze lata za granicą?

To był piękny czas. W kartingu nie było polityki, biznesu. Byłem tylko ja i moja pasja. Zostałem "zaadoptowany" przez właściciela zespołu, ale nie tego, w którym jeździłem, tylko konkurencji. Gdy wyjechałem za granicę na pierwsze wyścigi, ten człowiek jako pierwszy przyszedł do mnie oraz mojego taty i powiedział, że chce, bym u niego startował. Nie miał jednak finansowych możliwości, nie był zespołem fabrycznym. To on jednak sprawił, że wraz z innym kierowcą miesiąc później stałem się kierowcą fabrycznym zespołu i jako jeden z kilku w wieku 13 lat za nic w kartingu nie płaciłem. Moi rodzice nie byli już w stanie pociągnąć tego finansowo. Starty za granicą były ogromnym obciążeniem.

Dziś jesteś w dobrych relacjach z ojcem?

To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.

Różne rzeczy można o tym czytać.

Nie wiem, nie czytam mediów. Przyznaję się bez bicia. W Polsce jest tendencja do robienia sensacji. Nawet tam, gdzie ich nie ma.

Ale tak jest chyba wszędzie, nie tylko w Polsce.

Według mnie - niekoniecznie. Myślę, że bardzo często - teraz powoli się to zmienia - o motorsporcie wiemy bardzo mało. I to nie jest krytyka. Bo w Polsce niektórzy pewne rzeczy biorą za bardzo do siebie. Jak się komuś powie, że się mało zna, to uznaje to za krytykę. To nie krytyka, tylko stwierdzenie faktu.

Rola mediów jest taka, by tłumaczyć ludziom rzeczywistość w uczciwy sposób. Dlaczego do tego nawiązuję? Nauczyłem się nie czytać polskich mediów i ten stan trwa od 13 lat. Oczywiście czasem coś mi przyjdzie na telefon, jakieś odpowiedzi, których nigdy nie udzieliłem. Jest tego jednak mniej, niż jeszcze kilka lat temu.

Dużym błędem jeśli chodzi o świat motorsportu w Polsce jest pokazywanie, jak jest się dobrym i wykorzystywanie tego, że ludzie się niekoniecznie znają. Bo to nie jest jak w piłce nożnej: każdy ma dostęp, może zobaczyć i ocenić. W Polsce jest nas mało w motorsporcie i według mnie uczestnicy tego "kabaretu" powinni się bardziej skoncentrować na tym co sami robią, a nie na innych.

Jesteś gościem uśmiechniętym, ale gdy rozmawia się o tobie z ludźmi ze środowiska...

... to mówią o mnie złe rzeczy?

Nie, większość mówi, że jest pewna granica, za którą nikogo nie wpuszczasz. I rzeczywiście, zawsze gdy dostawałeś pytania o tatę, dokładniejsze pytania o wypadek albo nawet o papieskie relikwie, o które ponoć poprosiłeś po wypadku, nigdy nie chciałeś o tym mówić. Z czego to wynika? Ktoś zrobił ci kiedyś krzywdę?

Nie lubię pytań o życie prywatne. To kwestia każdej osoby, czy chce o tym rozmawiać. Trzeba to akceptować. A co do relikwii... Nigdy nie lubiłem i do dziś nie lubię tworzenia historii. Użyłeś sformułowania: "poprosiłeś".

Użyłem, bo taka wersja krąży w przestrzeni publicznej.

Otóż to. Nie poprosiłem. Bo przecież gdy je dostałem, nawet nie mogłem mówić. To jak miałbym o nie poprosić? Nie chcę złego przekazu: bardzo dziękuję za relikwie, ale dorabianie historii ma mały sens.

Osoby wypowiadające się na mój temat często w ogóle mnie nie znają. Ja sam znam bardzo mało osób jeśli chodzi o świat wyścigowy w Polsce. Nie wiem więc, jak oni mogą znać mnie.

Gdy jesteś sportowcem na wysokim poziomie w takim świecie jak Formuła 1, świecie dynamicznym, w którym musisz oszczędzać energię, nie masz czasu się otworzyć. Niekoniecznie musisz ze wszystkimi chodzić na kolacje, opowiadać o wszystkim i zawsze się uśmiechać. Powinniśmy dać prawo i możliwość poszczególnym osobom bycia takimi, jakimi są, a nie kimś, kim byśmy chcieli, żeby byli. Bo inaczej wszyscy byliby tacy sami. Świat byłby wtedy nudny.

Mocno się ten świat zmienił w ostatnich miesiącach.

Będziemy musieli się przyzwyczaić do nowych reguł. W mniejszej czy większej skali będziemy musieli zmienić dotychczasowy styl życia. Przynajmniej na najbliższe miesiące.

Gdzie spędziłeś ten czas? Jak przetrwałeś te trudne miesiące?

Jestem uczulony na mówienie o tym okresie, że był trudny. Jasne, nie wyglądał jak wszyscy tego oczekiwaliśmy. Ale określenie "musieliśmy zostać w domu" albo "trudny okres" używane przez takie osoby jak ja, czyli niedoświadczone chorobą, to byłaby przesada. Znam osoby, które tyle szczęścia nie miały. Mieli dużo trudniej.

Spędziłem ten czas spokojnie i nudno. Odkąd wróciłem z Australii i wylądowałem we Francji, pojechałem do domu w Monako. Tam spędziłem ponad dwa miesiące. Jedynymi osobami, które widywałem w tym czasie to ludzie, którzy akurat w tym samym momencie udali się do sklepu po jedzenie. Z jednej strony było monotonnie, ale z drugiej - dni sobie zorganizowałem tak, że były dokładnie takie same.

Co to znaczy?

Dzień dzielił się na cztery fazy. Trzy były mi już wcześniej znane: trening fizyczny - rower na trenażerze, ćwiczenia - odpoczynek, załatwianie spraw. Jedyną aktywnością, która była dla mnie nowa, to gotowanie. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Przez tak długi okres sam sobie gotowałem gdy miałem 15-16 lat i mieszkałem sam we Włoszech. Mój styl życia sprawia, że jem tam, gdzie się znajduję i co mi podadzą. Poza jednym wieczorem, gdy zamówiłem sobie sushi, gotowałem sam. Czyli aż tak źle nie było.

Jakie plany zawodowe na najbliższy czas?

Sytuacja jest dynamiczna, ale jedno jest pewne: chęci powrotu do startowania, organizowania zawodów - czy to Formuły 1, czy DTM - są duże.

Jeśli chodzi o F1, sytuacja nie jest łatwa ze względów organizacyjnych. Zorganizowanie wyścigu F1 jest dużo bardziej skomplikowane, niż meczu piłkarskiego. Formuła 1 ściga się po całym świecie, gromadzi mnóstwo ludzi z zespołów z całego świata. Zespoły nie są skupione w jednym kraju. A w różnych krajach są różne reguły. U niektórych są już otwarte sklepy i restauracje, u innych nie. Sytuacja jest więc dynamiczna, ale mam nadzieję, że powoli się wszystko będzie klarowało.

Napisz do autora - pkapusta-magazyn@wp.pl

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×