Gdy tylko wybuchł kryzys związany z koronawirusem, zespoły Formuły 1 ruszyły do rozmów ze swoimi kierowcami, aby zmniejszyć ich pensje w roku 2020. W przypadku Ferrari bardzo szybko na zmniejszenie wynagrodzenia zgodził się Charles Leclerc. Monakijczyk, zamiast obiecanych 12 mln euro, ma w tym sezonie zarobić ok. 8-9 mln euro.
- Rozmawiałem z Charlesem podczas jego wizyty na torze Fiorano, gdzie wkrótce będziemy mieć prywatne testy przygotowujące do GP Austrii. Podziękowałem mu za to, że wsparł nasz program redukcji kosztów - powiedział w "La Stampa" Mattia Binotto, szef Ferrari.
Gorzej wygląda kwestia Sebastiana Vettela, który początkowo zapowiadał, że nie widzi problemu w tym, by zrzec się części wynagrodzenia w tym trudnym okresie. Później okazało się jednak, że 32-latek ma nieco inne podejście do tematu.
Vettel, który po sezonie 2020 rozstanie się z Ferrari, chce 25 proc. swojej tegorocznej pensji przeznaczyć na cele charytatywne. Mowa o sporej kwocie, bo kontrakt byłego mistrza świata F1 opiewa na kwotę ok. 35-40 mln euro.
Na doniesienia z Włoch zareagował "Bild", zdaniem którego to Ferrari komplikuje sytuację. "Vettel chce pomóc, ale woli sam zadecydować gdzie i jak zostaną przekazane pieniądze, zamiast pozostawiać tę decyzję w gestii Ferrari" - napisała niemiecka gazeta.
Czytaj także:
McLaren - legenda F1 na sprzedaż
Nowa rzeczywistość dla zespołów F1 w dobie koronawirusa
ZOBACZ WIDEO: Orlen nie rezygnuje ze wspierania polskiego sportu w czasie kryzysu. "Zwiększyliśmy na to budżet o prawie 100 procent"