Gdy kilka tygodni temu Williams ogłosił, że bierze pod uwagę zmianę właściciela zespołu i rozpoczął proces poszukiwania nowego inwestora, świat Formuły 1 nie był zaskoczony. W końcu mowa o zespole, który z roku na rok pogrążał się w większym chaosie i ledwo wiązał koniec z końcem.
Gdy jednak Sky News doniosło, że właściciele McLarena są gotowi sprzedać 20-30 proc. akcji firmy, zapanowało zdziwienie. W końcu większościowy pakiet firmy z Woking należy do szejków z Bahrajnu, którzy mają nieograniczone fundusze. A jak się okazało, nawet oni zostali pokonani przez kryzys wywołany koronawirusem.
Legendy F1 na sprzedaż
McLaren i Williams łącznie mają 36 tytułów mistrzowskich F1. Jednak też od lat obie ekipy nie zaznały smaku triumfu. Była ekipa Roberta Kubicy ostatnie mistrzostwo świętowała w roku 1997, jej konkurencja z Woking - 2008.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Barcelona pokazała niesamowite nagranie. Zobacz, co wyczynia ten dzieciak!
- Jestem bardzo smutny, bo dwa wspaniałe zespoły, do których chciałem dołączyć w latach 80., znalazły się w trudnej sytuacji finansowej - powiedział anonimowo "Autosportowi" jeden z szefów zespołu F1.
Wydaje się, że McLaren w dobie kryzysu zrobił wszystko jak należy. Dość szybko tymczasowo zwolnił personel, wykorzystując przepisy wprowadzone na Wyspach, w myśl których państwo wzięło na swoje barki opłacanie pensji pracowników pod warunkiem, że najpóźniej po trzech miesiącach wrócą oni do pracy. Do tego kierowcy zgodzili się na obniżkę pensji, tak samo jak kierownictwo.
Tyle że McLaren nie jest już tylko zespołem F1. Od lat produkuje też sportowe samochody, na które popyt zmalał niemal do zera w dobie koronawirusa. Efekt? Firma zanotowała stratę w wysokości 133 mln funtów w pierwszym kwartale 2020 roku. Dlatego konieczne było zwolnienie 1200 pracowników, w tym ok. 70-80 z ekipy F1.
Przyczyna kryzysu
Powody, dla których Williams i McLaren znalazły się w dołku są takie same. F1 na przestrzeni lat zmieniła się, budżety zespołów rozrosły się do gigantycznych rozmiarów. W efekcie prywatne zespoły zostały skazane na przegraną.
McLaren od początku znajdował się na łasce dostawcy silników, bo nigdy nie produkował własnych. Ostatni tytuł świętował, gdy jednostki dostarczał mu Mercedes. Tyle że Niemcy zapragnęli mieć własny zespół F1, mieli dość pracowania na sukces Brytyjczyków.
Wyjściem dla ekipy z Woking miała być współpraca z Hondą, podobnie jak w latach 80. Tyle że szefowie firmy nie wykazali się cierpliwością. Chcieli sukcesów niemal od razu, tak jakby zapominając, że Japończycy przez kilka lat byli nieobecni w F1 i potrzebują czasu, by poprawić swoje silniki. Skończyło się tym, że McLaren wypowiedział umowę Hondzie, a sukcesy z Japończykami w końcu zaczął święcić Red Bull Racing.
- F1 jest brutalna. Jesteś co dwa tygodnie sprawdzany na torze, i to przez kilka miesięcy. Nie ma jak się ukryć, jeśli masz problemy. Jeśli przez kilka sezonów jesteś ostatni, tak jak Williams, to zapłacisz za to konsekwencje - ocenił ostatnio w "Motorsporcie" Ross Brawn, dyrektor sportowy F1.
- McLaren przez kilka lat był słaby. W F1 nic nie dzieje się bez przypadku. Gdy nie masz wyników, to ponosisz konsekwencje, bo tracisz sponsorów, otrzymujesz coraz niższe nagrody finansowe. Wpadasz w negatywną spiralę. Gdyby problemy dotykały najlepszych ekip, można by się zastanawiać, co jest nie tak z F1. Jednak w tarapaty wpadły dwa zespoły, które miały problemy od lat - dodał Brawn.
Mniejsze wydatki szansą dla McLarena
Do tej pory szacowano, że McLaren wydaje na F1 rocznie ponad 200 mln dolarów, podczas gdy Ferrari czy Mercedes dwa razy tyle. Czasy takiego rozrzutnictwa się skończyły. Od sezonu 2021 w F1 obowiązywać będzie limit wydatków w wysokości 145 mln dolarów. Dla McLarena to szansa.
Brytyjczycy są świadomi tego, że nowe przepisy dają im okazję, Nie tyle, by zapełniać pola startowe, a znów walczyć o czołowe lokaty w F1. Inwestorzy też będą świadomi. Jeśli zdecydują się kupić pakiet akcji firmy, to w czasach kryzysu zapłacą mniej niż jest on wart faktycznie. Jeśli McLaren odniesie sukces, to zawsze będą mogli za kilka sprzedać posiadane "papiery" z zyskiem.
Wystawienie na sprzedaż 20-30 proc. akcji McLarena to zła wiadomość dla... Williamsa. Nagle milionerzy zainteresowani F1 dostali bowiem dwie opcje do wyboru. Co ciekawe, Michael Latifi, który jest obecnie najważniejszym sponsorem Williamsa (startuje tam jego syn Nicholas) i głównym kandydatem do przejęcia tego zespołu, od ponad dwóch lat posiada kilka procent akcji McLarena. Zapłacił wtedy za nie ponad 200 mln dolarów.
Czytaj także:
Lewis Hamilton znów wywołał aferę
Robert Kubica śmieje się ze swojej sytuacji