Rodzice i lekarze nie dawali mu szans. Wraca dla zmarłego przyjaciela

Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Juan Manuel Correa (na wózku) i Frederic Vasseur
Materiały prasowe / Alfa Romeo Racing ORLEN / Na zdjęciu: Juan Manuel Correa (na wózku) i Frederic Vasseur

- Straciłem jednego z najlepszych przyjaciół, groziła mi utrata nogi - mówi Juan Manuel Correa, który w roku 2019 uczestniczył w poważnym wypadku w Belgii. Po niemal dwóch latach rehabilitacji wraca do ścigania i jest porównywany do Roberta Kubicy.

31 sierpnia 2019 roku naznaczył życie Juana Manuela Correi. Tego dnia na torze Spa-Francorchamps w Belgii w Formule 2 doszło do fatalnego wypadku. Rozbiło się kilka bolidów. Anthoine Hubert zginął na miejscu, jadący zaraz za nim Amerykanin nie miał czasu na reakcję i wjechał w jego maszynę przy ogromnej prędkości.

Correa również był bliski śmierci. Jego noga, wskutek uderzenia o bolid Huberta, była zmiażdżona. Lekarze podjęli się wielogodzinnej operacji, ale sugerowali operację. Na to nie zgodziła się rodzina młodego kierowcy. Już po zabiegu, gdy pojawiały się pierwsze komplikacje, o ucięciu kończyny nie chciał też słyszeć 21-latek.

Powrót, którego nikt się nie spodziewał

Przypadek Juana Manuela Correi porównywany jest z tym, co przeżył Robert Kubica. Polak po wypadku rajdowym potrzebował ponad sześciu lat, by ponownie zasiąść za kierownicą bolidu F1. Correa miał więcej szczęścia. Wystarczyły niespełna dwa lata rehabilitacji, by mający ekwadorskie korzenie kierowca ogłosił starty w Formule 3 w sezonie 2021.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo Lindsey Vonn. Upadek jej nie złamał

- Nikt nie spodziewał się tego powrotu, biorąc pod uwagę, co wydarzyło się w Spa-Francorchamps. Od wypadku minęło przecież niewiele czasu. Jednak w tym okresie wykonałem tytaniczną pracę pod względem rehabilitacji - powiedział w eksluzywnym wywiadzie z włoskim "Motorsportem" Correa.

Młody kierowca obrał bardziej intensywny tryb rehabilitacji, niż sugerowali mu lekarze. Dzięki temu powrót na tor stał się możliwy w tak krótkim czasie. - Jestem dumny z tego, że to się udało. Ten powrót wiele dla mnie znaczy z mentalnego punktu widzenia. Robię to dla siebie i dla Anthoine'a, aby zamknąć pewien etap życia - dodał.

"Mogłem pójść na studia"

Correa najpierw walczył o przeżycie. Po wybudzeniu ze śpiączki lekarze nadal walczyli o jego nogę. Istniało wysokie ryzyko infekcji, a także niezrastania się kości. - Później, w miarę upływu czasu, zacząłem się zastanawiać, jak zmieni się moje życie. Zarówno z fizycznego, jak i psychicznego punktu widzenia - powiedział kierowca, który był szykowany przez Alfę Romeo do startów w F1.

21-latek obrał sobie cel. Taki, który da mu motywację do walki z bólem i spędzania wielu godzin dziennie na rehabilitacji. Tym celem okazał się powrót do ścigania. - Wszyscy myśleli, że nigdy do tego nie dojdzie. Zarówno lekarze, jak i moja rodzina. Zastanawiałem się, co chcę robić do końca życia. Wyścigi. To jest to, co kocham - stwierdził.

- Mogłem pójść na studia i zmierzyć się z normalnym życiem, ale nie miałbym takich samych wrażeń, jakie dawały mi wyścigi. Straciłem jednego z najlepszych przyjaciół, groziła mi utrata nogi. Powrót do wyścigów był motywacją, by pokonać te wszystkie trudności - dodał Correa.

Przez kilka miesięcy Correa musiał korzystać z wózka inwalidzkiego. Jak sam przyznaje, jego świat w kilka sekund zmienił się w sposób całkowity. Nie potrafił sobie poradzić pod względem psychicznym. Nie pomagało mu też to, że nikt nie wierzył w jego powrót na tor.

- Wszyscy mówili mi, że zwariowałem, że nie mogę wrócić do ścigania w tak krótkim czasie. Nie przywiązywałem wagi do tych negatywnych komentarzy. Powiedziałem sobie, że mogę to zrobić - stwierdził Amerykanin.

Powrót na miejsce wypadku

Correa dobrze zapamiętał końcówkę sierpnia 2020 roku. Dwanaście miesięcy po wypadku znów pojawił się na Spa-Francorchamps. Na wózku inwalidzkim dojechał do zakrętu, w którym życie stracił jego przyjaciel, a on sam był bliski tego, by odejść z tego świata. - Ta wizyta dała mi dodatkową siłę - przyznał.

- Poznałem matkę Anthoine'a. Zobaczyłem ją po raz pierwszy po tym tragicznym wypadku sprzed roku. To był weekend pełen emocji, ale musiałem tam być, by oddać hołd Hubertowi - wyjaśnił.

Kilkanaście dni temu 21-latek odbywał testy bolidem GP3 na torze Paul Ricard. Mimo nadal rehabilitowanej nogi, w maszynie nie trzeba było wprowadzać żadnych przeróbek. - Byłem zaskoczony, że udało mi się wcisnąć gaz do końca, bo się o to martwiłem - zdradził Correa.

Młody kierowca wraca na tor, choć nadal musi poruszać się przy użyciu kul. W kokpicie nie są mu jednak potrzebne. Ma jednak jasny plan. Najbliższe dwanaście miesięcy spędzi w Formule 3. W sezonie 2022 chce wrócić do poziomu, na którym był przed wypadkiem, czyli Formuła 2.

A później? Formuła 1? Kto wie. W roku 2019 Alfa Romeo planowała zorganizować mu testy bolidem, doceniając jego talent. Zespół z Hinwil, mimo fatalnego wypadku, nie stracił Correi z radaru. W Formule 3 będzie on startować w barwach akademii talentów Saubera, czyli ekipy odpowiedzialnej za Alfę Romeo w F1.

Czytaj także:
Kubica nie jest jedyny. Kierowcy F1 zgadzają się z Polakiem
Kubica w 24h Le Mans? Wszystko na to wskazuje

Komentarze (0)