F1. Jarosław Wierczuk: Frustracja Maxa Verstappena. Oczekiwania zespołu i kibiców go przytłaczają [Opinia]

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Lewis Hamilton (po lewej) i Max Verstappen
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Lewis Hamilton (po lewej) i Max Verstappen

Max Verstappen po raz pierwszy w karierze ma realną szansę na tytuł mistrzowski F1. Dla Holendra to nowe doświadczenie, a ciążąca na nim presja powoduje u 23-latka coraz większą frustrację. Wystarczy przeanalizować zachowanie Verstappena.

Drobne błędy decydujące o wygranej lub przegranej. Tak najprościej można byłoby określić występ w sobotnich kwalifikacjach Maxa Verstappena. I… nie tylko w sobotę. Holender był najszybszy w ostatniej odsłonie wolnego treningu i miał potencjał szybkościowy do tego, aby zdobyć pole position. Niewielkie przekroczenie limitów toru, co do których już przed GP Portugalii padały informacje, że taryfy ulgowej nie będzie, oznaczało skasowanie czasu okrążenia. Kolejny wyjazd ze względu na zmienny wiatr nie dawał szans na poprawę. W tej sytuacji cała czołówka w Q3 pozostała przy czasach z pierwszego wyjazdu.

Jednocześnie u Verstappena coraz mocniej można zauważyć oznaki frustracji. Wydaje mi się to niepokojące. Zwłaszcza w kontekście oczekiwań wobec tego kierowcy, które przecież są ogromne. Rzesze kibiców mają nadzieje, iż czeka go zapewne kilka tytułów mistrzowskich. I sam Holender ma pełną świadomość, że właśnie sezon 2021 jest pierwszym w jego karierze F1, w którym ma realne szanse na mistrzostwo.

Mam wrażenie, że ta świadomość, być może potęgowana oczekiwaniami teamu, zaczyna mu trochę ciążyć. Weźmy choćby wypowiedzi Verstappena z ostatnich dwóch GP. Po kwalifikacjach na Imoli, kiedy został pokonany przez swojego kolegę z zespołu, twierdził, że przecież zawodnicy nie są robotami. Po czasówce na torze Portimao opowiadał o tym, że nie było ani jednego okrążenia na portugalskim torze, które by mu sprawiało satysfakcję. Swoją drogą poziom przyczepności rzeczywiście był wyjątkowo niski, trochę jak w Turcji w zeszłym sezonie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polska fitnesska na Dominikanie. Wygląda jak milion dolarów

To nie jest retoryka, do której nas przyzwyczaił kierowca Red Bull Racing. Wcześniej, nawet w sytuacjach podbramkowych, widać było, że po prostu idzie dalej, że nie roztrząsa porażki, błędu, defektu czy np. niezawinionej kolizji. Koncentrował się za to na kolejnym zadaniu. Trzeba mu jednak przyznać, że Q3 w wykonaniu Lewisa Hamiltona w Portugalii również nie było idealne. To symptomatyczne, że dwóch głównych rywali uzyskuje ostatnio gorsze rezultaty w kwalifikacjach niż ich zespołowi koledzy. Presja, presja, presja.

I nie inaczej było w wyścigu. Restart po kolizji z udziałem Kimiego Raikkonena był bardzo charakterystyczny w wykonaniu Valtteriego Bottasa jako lidera. Trochę mi to przypominało Mugello z zeszłego sezonu. Tyle, że tym razem bez konsekwencji w postaci karambolu. Jednym słowem, bardzo późny moment rozpoczęcia przyspieszania, na którym ewidentnie stracił Hamilton, a zyskał Verstappen.

Podobno w momencie, który Bottas wybrał na rozpoczęcie przyspieszenia, Hamilton patrzył akurat w lusterko wsteczne. Chwilę później mieliśmy kluczowy etap wyścigu. Gdyby Verstappen był w stanie skutecznie zaatakować Fina, to ostateczny rezultat byłby zupełnie inny. Jednak zamiast tego Holender popełnił błąd na wyjściu na prostą, który natychmiast został wykorzystany przez Hamiltona. Aktualny mistrz świata F1 zresztą po raz kolejny potwierdził swój absolutnie wyjątkowy kunszt wyścigowy i naturalne wyczucie jego kluczowych momentów.

Hamilton bardzo szybko wywarł presję na Bottasie i objął prowadzenie. Verstappen z kolei nie był w stanie do momentu pit-stopu poradzić sobie z Finem. Nie miałem wrażenia, żeby Bottas jakoś celowo spowalniał Verstappena. Po prostu nie jechał tak równo i na takim poziomie jak Hamilton. Zapewne innego zdania byli stratedzy Red Bulla, którzy podjęli, w mojej ocenie kuriozalną decyzję dotyczącą Sergio Pereza.

Wyglądało to trochę na rewanż względem Bottasa, zmniejszającego szansę na walkę Verstappen-Hamilton. Red Bull opóźniając tak bardzo wymianę opon w bolidzie Pereza po pierwsze zniweczył szanse swojego kierowcy na lepszy wynik, a po drugie z założonej taktyki ewentualnego blokowania Hamiltona przez Pereza kompletnie nic nie wyszło. Co najwyżej ten pierwszy dostał "w gratisie" kilka dodatkowych km/h na prostej dzięki jeździe w tunelu aerodynamicznym.

A propos prędkości na prostej. Mam wrażenie, że pomimo mocno wyrównanego poziomu, Red Bull odstawał trochę na prostej startowej. Verstappen nadrabiał w wolniejszych partiach, a deficyt prędkości maksymalnej zdecydowanie utrudniał mu podjęcie ataku. Nie sądzę również żeby problem tkwił w silniku Hondy. Bardziej wygląda mi to na mały błąd w ustawieniu aerodynamiki być może obliczonej na kompensację wyjątkowo niskiej przyczepności w Portimao.

Podstawowym plusem aktualnej sytuacji jest bardzo wyrównane tempo wśród kierowców pierwszych dwóch teamów, a takiego rozdania kart nie mieliśmy de facto od 2014 roku. Pierwsza trójka w GP Portugalii wyglądała jak zawodnicy serii mono-markowej. Jednak nie mogę zgodzić się z lamentami Toto Wolffa sprzed i po pierwszym wyścigu podkreślającymi deficyt prędkości w stosunku do Red Bulla. Zresztą układ sił w porównaniu z pierwszym GP już uległ zmianie. Niestety na niekorzyść Red Bulla. Zwracałem na to uwagę na początku sezonu. Przy tak niewielkich różnicach pomiędzy dwoma potentatami w skali sezonu górą będzie ten, kto będzie w stanie uzyskać lepsze tempo rozwoju pomiędzy poszczególnymi rundami.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Zastępca Roberta Kubicy dostanie kolejne szanse
Vettela nie obchodzi opinia innych

Komentarze (0)