Daniel Ricciardo od kilku lat należy do czołówki kierowców Formuły 1. Australijczyk w trakcie sezonu 2018 zrozumiał, że musi odejść z Red Bull Racing, bo zespół zaczął coraz mocniej stawiać na Maxa Verstappena. Ricciardo podpisał dwuletnią umowę z Renault, a od tego sezonu związany jest z McLarenem.
Gdy jednak Ricciardo decydował się na odejście z ekipy "czerwonych byków", ofertę złożyło mu Ferrari. Kierowca z Antypodów wierzył, że rozmowy zakończą się sukcesem i przyjdzie mu startować czerwonym bolidem. Włoska stajnia postawiła jednak na Charlesa Leclerca.
Podobnie było na początku roku 2019, gdy Ricciardo wiedział, że z końcem roku chce odejść z Renault i szukał nowego pracodawcy. Włosi wybrali jednak Carlosa Sainza.
- Ostatecznie nigdy nie było na tyle blisko, abyśmy wymienili się jakimiś dokumentami. Było kilka telefonów, ale nie dotarliśmy do szczegółów typu wysokość pensji, długość kontraktu. Za każdym razem rozmowy z Ferrari pozostawały na podstawowym poziomie - powiedział ESPN kierowca z Australii.
Ricciardo nie ukrywa, że jest fanem Ferrari. Zwłaszcza że jego ojciec urodził się na Sycylii i posiada włoskie korzenie. - Było sporo gadaniny na ten temat. Dodatkowo przez kilka lat nie było Włocha w F1, więc byłem postrzegany jako ktoś, kto częściowo zapełni tę pustkę - dodał 31-latek.
- Czy Ricciardo i Ferrari pasowaliby do siebie? Myślę, że tak. To byłaby fajna historia. Gdy byłem dzieckiem i zaczynałem się ścigać, to było Ferrari, jakie wspierałem. To była kwestia tego, że tata urodził się we Włoszech. Jednak był też wielkim fanem Senny, więc to nie jest tak, że wszystko w moim domu kręciło się wokół Ferrari. Miałem ich różne gadżety. Czy marzyłem o jeździe dla nich jako dzieciak? Bardziej zależało mi na tym, aby po prostu dostać się do F1 - podsumował Ricciardo.
Czytaj także:
Możliwa zmiana w przepisach F1
George Russell planuje przeprowadzkę
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: prawdziwy popis gwiazdy Realu Madryt. Wow!