Lewis Hamilton nigdy nie ukrywał, że nie jest fanem testów i pracy w symulatorze Formuły 1. Zdarzały się nawet sytuacje, gdy Brytyjczyk celowo omijał jazdy testowe, a pracę w symulatorze w fabryce wykonywali za niego inni. Jednak ostatnie wydarzenia w F1 sprawiły, że Hamilton zmienił nastawienie.
W myśl zasady "wszystkie ręce na pokład", Hamilton przed GP Austrii postanowił popracować w symulatorze Mercedesa. Kierowca ma nadzieję, że wspólnie z inżynierami znajdzie coś nowego, co pozwoli mu dogonić Maxa Verstappena i Red Bull Racing. Po ostatnim wyścigu F1 przewaga Holendra nad aktualnym mistrzem świata wynosi już bowiem 18 punktów.
- Nie martwię się tym. Wszyscy naciskamy tak mocno, jak tylko możemy. Chcielibyśmy mieć lepsze tempo, aby móc rzucić wyzwanie Red Bullowi w kwalifikacjach i wyścigu. Oni nadal są o krok przed nami, ale nie mogę wpaść w negatywną spiralę i martwić się tym. Wolę wkładać całą energię w jak najlepsze przygotowania - powiedział Hamilton, cytowany przez grandprix247.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak się poprawnie śpiewa hymn narodowy
Hamilton nie chciał jednak zdradzać szczegółów pracy w symulatorze. - Nie mogę przyznać, że lubię tę robotę. Jednak mieliśmy kilka trudnych wyścigów, więc zdecydowałem się na pracę w symulatorze. Chciałem sprawdzić, czy jest jakiś sposób, by pomóc zespołowi w przygotowaniach - dodał.
Zdaniem Brytyjczyka, kilkugodzinna sesja w symulatorze nie przyniosła niczego odkrywczego. - Znaleźliśmy kilka pozytywnych rzeczy, ale one nie zmienią naszego życia - podsumował.
O tarapatach Mercedesa najlepiej świadczy fakt, że po raz pierwszy w erze hybrydowej przegrał on cztery wyścigi F1 z rzędu.
Czytaj także:
Aston Martin zadał dwa ciosy Red Bullowi
Kierowca F1 z Rosji kibicuje Ukrainie na Euro 2020