Kibice, którzy śledzą Formułę 1 jedynie przy okazji incydentalnych występów Roberta Kubicy, mogli przeżyć w piątkowy wieczór zaskoczenie. Właśnie wtedy rozgrywano kwalifikacje do GP Włoch. Wynika to z faktu, że F1 w sezonie 2021 testuje nowy harmonogram weekendu - ze sprintem kwalifikacyjnym, który w sobotę zastąpi tradycyjną czasówkę.
Los chciał, że w GP Włoch 99. start w karierze w F1 notuje Robert Kubica. Równocześnie Polak, będąc na ostatnim etapie swojej kariery w królowej motorsportu, ma okazję sprawdzić nowy format. W pewnym sensie to ironia losu, bo Kubica od dawna jest krytykiem jakichkolwiek zmian w rozkładzie weekendu Grand Prix.
W poszukiwaniu emocji
Skąd wzięły się testy nowego formatu? Liberty Media od momentu przejęcia F1 z rąk Berniego Ecclestone'a próbuje rozwiązać problem piątkowych treningów, które nie przykuwają takiej uwagi kibiców przed telewizorami, ani też nie generują tłumów na trybunach. Jedna z pierwszych propozycji zakładała nawet całkowitą rezygnację z piątkowych sesji, ale o tym nie chcieli słyszeć promotorzy wyścigów, którzy mimo wszystko sprzedają jakieś bilety w piątki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: siatkarze grają nie tylko w Europie! Co za akcja
Tak narodziła się idea sprintu kwalifikacyjnego. To krótka forma rywalizacji na dystansie ok. 100 kilometrów. Formuła 1 podkreśla przy tym, by nie używać do jej określenia słowa "wyścig", bo ten niezmiernie odbywa się wyłącznie w niedzielę, co jest tradycją F1.
Początkowo szefowie F1 chcieli nawet zamieszać w stawce i zmusić kierowców czołowych ekip do startu z końca stawki w sprincie kwalifikacyjnym. Amerykanie wymyślili sobie, że Lewis Hamilton czy Max Verstappen ruszając z ostatnich pozycji, nie zawsze przebiją się na czoło klasyfikacji. To z kolei będzie oznaczać dodatkowe emocje w niedzielę. Jednak o takim rozwiązaniu nie chcieli słyszeć przedstawiciele Mercedes, którzy zablokowali ten pomysł.
Robert Kubica naczelnym krytykiem sprintu kwalifikacyjnego
- Nie sądzę, aby format weekendu był problemem F1 i akurat dzięki niemu można było uzyskać bardziej spektakularne wyścigi. Moim zdaniem obecny układ jest sprawdzony. To jest DNA tergo sportu, że w sobotę mamy kwalifikacje, a w niedzielę jest wyścig - mówił w lutym 2021 roku w Warszawie Robert Kubica.
W podobnym tonie wypowiadał się choćby Max Verstappen. - Niekoniecznie F1 potrzebuje więcej wyścigów podczas weekendu. Bardzo lubię się ścigać w 1,5-godzinnym wyścigu, bo jeśli mamy dobre bolidy, które mogą toczyć wyrównane pojedynki i jechać blisko siebie, to nie potrzeba nam wyścigów sprinterskich. Nie musimy mieszać całego harmonogramu weekendu - komentował kierowca Red Bull Racing.
Jednak, gdy w lipcu testowano po raz pierwszy sprint kwalifikacyjny podczas GP Wielkiej Brytanii, kibice byli zachwyceni. Formuła 1 osiągnęła swój cel. W piątek mieliśmy tylko jeden trening, po czym nadeszły emocjonujące kwalifikacje. Sam sprint też okazał się strzałem w dziesiątkę. Chociażby za sprawą Fernando Alonso, który korzystając z miękkiego ogumienia stworzył show i wyprzedzał kolejne bolidy, dopóki opony w jego samochodzie nie straciły swoich walorów.
Sprint pozwolił kierowcom rywalizować z nogą wciśniętą niemal do oporu w pedał gazu, bez myślenia o oszczędzaniu paliwa czy konieczności dbania o opony. - Jedną z rzeczy, którą widzieliśmy to jest to, że kierowca jest kierowcą. Ani przez moment nie mieli łatwo. Tyle się działo na torze. Pierwsze okrążenie było fantastyczne, sensacyjne. Potem też mieliśmy małe pojedynki w dalszej fazie sprintu - analizował na Silverstone Ross Brawn, dyrektor sportowy F1.
Sprint kwalifikacyjny będzie dopieszczany
Pozytywne reakcja kibiców i niektórych kierowców sprawiły, że rozwijanie formuły sprintu kwalifikacyjnego w kolejnych sezonach F1 wydaje się niemal pewne, mimo początkowych oporów ze strony ekip. Formuła 1 podkreśla, że taką formą rywalizacji będzie chciała wyróżniać jedynie historyczne Grand Prix, że na wielu torach nadal będziemy mieć do czynienia z tradycyjnym układem weekendu.
W sprincie kierowcy mają szansę powalczyć o dodatkowe punkty (3-2-1), ale wielu nie podoba się to, że jego zwycięzca otrzymuje tytuł zdobywcy pole position. Bardziej naturalnym wydaje się przyznawanie tego miana zawodnikowi, którzy zwycięży w piątkowych kwalifikacjach. Jednak zmiany w nazewnictwie zostaną przedyskutowane najwcześniej przed sezonem 2022. Efekt jest taki, że choć Lewis Hamilton wygrał kwalifikacje do GP Wielkiej Brytanii, a Valtteri Bottas kwalifikacje do GP Włoch, to w oficjalnych statystykach nie widnieją oni jako zdobywcy pole position.
Nie zmieniono też regulaminu, który zakazuje ekipom wprowadzania zmian w bolidach po kwalifikacjach. Przepisy zostały napisane w myśl tego, że czasówka rozgrywana jest w sobotę, a po niej mamy wyścig. Efekt jest taki, że podczas weekendów ze sprintami już w piątek kierowcy nie mogą zmieniać ustawień bolidów.
- Ten nowy format zabiera DNA Formuły 1, bo nie ma pracy nad bolidami, nie można zmieniać ustawień. W sobotę i niedzielę pojedziemy na ustawieniach, jakie mamy teraz. To zabiera coś fajnego z F1, a przecież po to tu jesteśmy, by wyciągać maksimum z pakietu, którym dysponujemy - powiedział w piątek Robert Kubica w Eleven Sports.
Jednak Formuła 1 jest innego zdania. Mniejsza liczba treningów to też szansa dla ekip z końca stawki. Przypadki z przeszłości pokazują bowiem, że im więcej mamy jazdy, tym większe ekipy są w stanie bardziej wykorzystać swoje fabryki do przeanalizowania danych i przygotowania idealnej strategii i ustawień na weekend. Przy ledwie godzinnej sesji treningowej ryzyko błędu, a co za tym niespodzianki w wyścigu rośnie. Ku uciesze fanów.
Czytaj także:
Alfa Romeo słodko-gorzka w kwalifikacjach
Robert Kubica niezadowolony po kwalifikacjach F1