Ten przełom w aktualnym sezonie i symboliczny koniec dominacji Mercedesa jest tym bardziej namacalny, im bliżej jest do końca sezonu. Dwóch rywali idzie łeb w łeb, a różnice pomiędzy Red Bull Racing i Mercedesem są…. No właśnie, niewielkie? Tak, ale właśnie przez ich niewielkość to, kto ma w danym Grand Prix większe szanse, wynika często z charakteru danego toru.
Ten położony w stanie Teksas historycznie rzecz biorąc stanowi terytorium Mercedesa. Dlatego potencjalny sukces Maxa Verstappena na Circuit of the Americas zmieniłby znacząco realia końcówki sezonu. Kolejne dwa starty powinny być w sensie charakterystyki obiektu korzystne dla Red Bulla.
Kwalifikacje do GP USA lekko na taki sukces wskazywały, ale wspomniany aspekt "łeb w łeb" był tu kluczowy. Do ostatnich sekund Q3 pole position nie było rozstrzygnięte, a naprawdę drobne części sekundy dzieliły Red Bulla od zarezerwowania sobie całej pierwszej linii startowej. A o ową pierwszą linię w tej sytuacji naprawdę warto było powalczyć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wygląda jak modelka. "Polska" krew!
Przed GP USA sporo mówiło się o progresie Mercedesa pod względem prędkości na prostych. Z kolei tempo pojedynczego okrążenia, jak pokazała sobota, nie powalało na kolana. Zatem jeśli Lewis Hamilton byłby w stanie objąć prowadzenie po starcie, to mogłoby się okazać, że Verstappen, nawet pomimo lepszego tempa, nie jest w stanie go wyprzedzić po prostu ze względu na deficyt prędkości na końcu prostej.
I dokładnie tak było! Hamilton uzyskał minimalnie lepszą trakcję na starcie i to wystarczyło. Pomimo lepszego tempa Verstappen nie mógł w pierwszej fazie nic zrobić. Red Bull zareagował więc w odpowiedni sposób i ściągnął Holendra wcześnie na pit-stop. W tym sezonie różnica pomiędzy czasami okrążeń na nowych oponach, a tych po kilkunastu okrążeniach, jest wyjątkowo duża. W efekcie Verstappen mógł bez problemu rozbudować przewagę na świeżym ogumieniu i przejąć prowadzenie.
Muszę przyznać, że dla mnie był to bodaj najlepszy wyścig aktualnego sezonu. Mieliśmy tutaj jak w soczewce rywalizację dwóch pretendentów do tytułu. Zarówno w kwalifikacjach, jak i w wyścigu zażarta walka trwała do ostatnich metrów, a niezliczonych rywalizacji na dalszych pozycjach, w tym z kontrowersjami jak pomiędzy Fernando Alonso a kierowcami Alfy Romeo nie brakowało.
To wyścig idealnie odwzorowujący ten sezon również dlatego, iż tak Lewis jak i Max, podobnie jak ich zespoły, przebrnęły przez weekend bez zauważalnych błędów. "Na papierze" Red Bull powinien nieco później zmieniać opony w bolidzie Verstappena, ale to wynikało ze wspomnianego startu i pierwszej fazy wyścigu.
Swoją drogą postawiłbym hipotezę, że Hamilton celowo nie jechał przesadnie szybko po objęciu prowadzenia, żeby z jednej strony oszczędzać opony, a z drugiej wymusić na Red Bullu ten wcześniejszy pit-stop. Taki scenariusz potwierdzałaby reakcja Mercedesa na pierwszą wymianę opon u Verstappena, a raczej brak owej reakcji. Zespół z całą pewnością przeanalizował przed wyścigiem wspólnie z Hamiltonem wszystkie potencjalne scenariusze. Zatem zarówno stratedzy Mercedesa jak i Lewis wiedzieli dokładnie, że ich jedyną szansą jest wyrobienie sobie przewagi oponowej nad Verstappenem, zmuszenie go do wczesnej wymiany i "przyłapanie" na kompletnie zużytych oponach w końcowej fazie wyścigu.
Obie strategie wykorzystano do maksimum. Lewisowi zabrakło naprawdę niewiele, a Red Bull idealnie zinterpretował taktykę obronną. Zwycięstwo na "torze Mercedesa" jest bardzo ważnym sukcesem Verstappena, a rozbudowanie przewagi punktowej do 12 oczek jest wyraźnym policzkiem dla Mercedesa.
Trzymający w napięciu, fascynujący wyścig. Dla dwóch głównych bohaterów z pewnością wyjątkowo męczący - tak fizycznie, w upalnych warunkach pogodowych, jak i psychicznie.
Czytaj także:
Zaczęło się od poważnego wypadku. Podium Kubicy na koniec sezonu
Gwiazdy F1 w obronie Netfliksa. "Ten serial jest fantastyczny"