Za rok będą tam Polacy. Jak wygląda życie w elicie?

PAP/EPA / SALVATORE DI NOLFI / Zdjęcie z meczu Szwajcaria - Kanada na MŚ elity 2023
PAP/EPA / SALVATORE DI NOLFI / Zdjęcie z meczu Szwajcaria - Kanada na MŚ elity 2023

Na najwyższym szczeblu jest dużo szybciej i ostrzej – przestrzegają nas hokeiści uczestniczący w tegorocznych MŚ elity w Finlandii i na Łotwie. Wybraliśmy się do Rygi, by sprawdzić, w jakich realiach już za rok znajdą się polscy zawodnicy i kibice.

W tym artykule dowiesz się o:

Korespondencja z Rygi Piotr Chłystek, WP SportoweFakty

Polscy fani po awansie Biało-Czerwonych do światowej elity ucieszyli się podwójnie. Uradował ich nie tylko sam powrót naszej drużyny do grona najlepszych po ponad 20 latach, lecz także fakt iż przyszłoroczny turniej odbędzie się w Czechach i łatwo będzie dotrzeć na mecze. Gdyby jednak Polacy już w tym roku grali w elicie, nasi kibice również czuliby się jak w domu. Zwłaszcza w Rydze, gdzie odbywają się spotkania grupy B i zaplanowano dwa ćwierćfinały.

Po wyjściu z dworca głównego w stolicy Łotwy od razu można zajrzeć do największych w Europie hal targowych, gdzie w wielu punktach... królują polskie produkty. Całe stoiska wypełnione są naszymi sokami, serami, słodyczami, a nawet pościelą. Opuszczając hale można wsiąść w autobus polskiej marki Solaris i dojechać nim do Areny Riga, która z zewnątrz wygląda jak warszawska Arena Ursynów. Momentalnie robi się swojsko, ale podobnie jest na lodowisku. Tam można spotkać wielu zawodników mających jakiś związek z Polską lub Polakami. To oni ostrzegają naszych hokeistów i kibiców przed powrotem do elity.

Mnóstwo polskich wątków

- Jest bardzo duża różnica między grą w Dywizji IA, w której ostatnio rywalizowała Polska, a grą w elicie. Tutaj wszystko dzieje się szybciej, walka jest ostrzejsza. Generalnie w każdym obszarze trzeba wejść na wyższe obroty. Przed wami spore wyzwanie, ale nie możecie się poddać przed startem turnieju. Jeśli zagracie na swoim najwyższym poziomie, możecie coś zdziałać. Wszystko się wtedy może zdarzyć - mówi Słoweniec Tadej Čimžar, który występował kiedyś w GKS Katowice i do dziś ma kontakt ze znajomymi z Górnego Śląska.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro szaleje! "Mamba na koniec"

- Tych znajomych mam m.in. w waszej reprezentacji, z którą niedawno graliśmy dwa sparingi w Mariborze. Polska postawiła nam tam trudne warunki, więc jej awans do elity nie był dla mnie aż tak wielkim zaskoczeniem - dodaje Čimžar.

Słoweńcy już kilka razy w przeszłości musieli docenić klasę Polaków, z którymi przegrywali w MŚ Dywizji IA w 2016 i 2018 roku. Znacznie gorsze zdanie o naszym hokeju mają przedstawiciele silniejszych hokejowych nacji. Przykładem są Słowacy, o czym kiedyś wspominał urodzony w Bratysławie selekcjoner polskiej kadry Robert Kalaber.

- To prawda. Zdarzało się, że w szatni żartowaliśmy sobie z Pawła Zygmunta. Prowokowaliśmy go, pytając, czy przypadkiem w MŚ jego kraj nie gra z Meksykiem, bo przecież Polacy są tak słabi, że na pewno rywalizują w jednej z niższych dywizji. Teraz jednak awansowali do elity. Już gratulowałem Pawłowi. Bardzo go lubię i cieszę się, że będzie mógł wystąpić na najwyższym szczeblu - przyznaje Słowak Matuš Sukel, grający na co dzień z Zygmuntem w czeskim Litvinovie.

O sukcesie naszej kadry w Nottingham słyszał również inny Słowak Pavol Regenda, który w ostatnim sezonie zadebiutował w NHL w barwach Anaheim Ducks, ale jeszcze niedawno był podopiecznym byłego selekcjonera naszej reprezentacji Tomka Valtonena w słowackiej Dukli Michalovce.

- Tomek bardzo wiele dla mnie zrobił. Trafiłem do seniorskiego zespołu Dukli pod jego skrzydła jako młody chłopak. Od początku mieliśmy dobrą relację, choć chwilami nie było łatwo. Często na mnie krzyczał, zwracał mi uwagę, ale czułem, że chce dla mnie jak najlepiej. Głównie dzięki niemu tak mocno się rozwinąłem i trafiłem do NHL. W zasadzie w 90 procentach to jego zasługa. Ciągle mamy kontakt. To trener, który zawsze potrafi znaleźć odpowiedni balans. Kiedy trzeba jest wymagającym szefem, a kiedy trzeba jest przyjacielem, z którym można pożartować. Jeśli jednak nie realizujesz jego poleceń, to potrafi się zdenerwować - opowiada z uśmiechem Regenda, czyli brązowy medalista igrzysk w Pekinie.

Pewnej osobie związanej z Polską dużo zawdzięcza też Szwajcar Denis Malgin. Jego nauczycielem w młodzieżowych zespołach w klubie z Zurychu był nasz legendarny obrońca i czterokrotny olimpijczyk Henryk Gruth.

- Mogę wypowiadać się o nim w samych superlatywach. Czas spędzony z nim w Zurychu był bardzo wartościowy - zaznacza napastnik, którego w ostatnim sezonie NHL mogliśmy oglądać w Toronto Maple Leafs i Colorado Avalanche.

O polskim hokeju coraz więcej wiedzą też Czesi. Dużą wiedzę na jego temat ma choćby słynny komentator Robert Zaruba, który ze swobodą wymienia gwiazdy naszej kadry sprzed lat i wie, że żoną Mariusza Czerkawskiego była Izabella Scorupco, czyli dziewczyna Jamesa Bonda w filmie "GoldenEye".

- Wiem też, że teraz organizatorzy przyszłorocznych MŚ w naszym kraju zastanawiają się, czy przydzielić Was do grupy w Pradze czy w Ostrawie. Ostrawa jest dla nich kusząca ze względu na bliskość granicy z Polską - mówi Zaruba, który dla kibiców czeskiego hokeja jest pomnikową postacią, tak jak Jan Ciszewski dla fanów polskiego futbolu. Na temat Polski może też wypowiadać się napastnik Detroit Red Wings Dominik Kubalik, bowiem jego brat Tomaš w 2021 roku był zawodnikiem GKS Katowice.

- Tomaš miał wówczas pewne problemy w Czechach. Szukał szansy w innej lidze i trafił do Katowic. To była krótka przygoda, ale pozytywnie wypowiadał się o pobycie w Polsce. Chciał pozostać w waszym kraju, ale coś tam nie wypaliło - tłumaczy jeden z najskuteczniejszych zawodników tegorocznych MŚ elity.

Można przebrać się za bramkarza

W turnieju elity najmocniejsze kraje nie zawsze dysponują najsilniejszym możliwym składem, bo największe gwiazdy rywalizują w tym samym czasie w decydujących rundach play-off NHL, gdzie stawką jest Puchar Stanleya. Z tego powodu najbardziej cierpi reprezentacja Kanady, ale nawet jeśli w jej składzie na MŚ rzadko pojawiają się najsłynniejsi gracze, to i tak ekipa Klonowego Liścia praktycznie zawsze jest złożona wyłącznie z zawodników NHL. I choć są to głównie przedstawiciele słabszych klubów, którzy szybko pożegnali się z marzeniami o zdobyciu głównego trofeum, to przecież są to hokeiści doskonali niemal pod każdym względem.

- Oczywiście w tej chwili wolelibyśmy grać w play-off NHL i walczyć o Puchar Stanleya, ale dla nas gra dla drużyny narodowej to duże wyróżnienie. To zaszczyt reprezentować kraj, który jest uważany za ojczyznę hokeja. Kiedy zdajesz sobie z tego sprawę, to nie trudno znaleźć motywację - podkreśla Milan Lucic, doświadczony napastnik Calgary Flames. Przy okazji pojawia się pytanie, czego tak wspaniali zawodnicy mogą się nauczyć podczas meczów ze znacznie słabszymi drużynami, takimi jak Słowenia, Francja, Węgry czy Polska, gdy z góry wiadomo, że bez problemów zgarną komplet punktów.

- To ciekawa sprawa. Myślałem o tym po meczu z Łotwą. Owszem, wygraliśmy 6:0, ale każdy Łotysz dobrze jeździł na łyżwach, wielu pokazywało, że świetnie potrafi operować kijem, a krążek im nie przeszkadza. W takich meczach możemy też zobaczyć, jaki system wykorzystują drużyny z Europy, bo każda gra trochę inaczej. Na świecie jest wielu znakomitych hokeistów i każdy kraj może się kimś pochwalić. Fajnie, że kibice mają szansę ich zobaczyć w akcji podczas jednego turnieju - dodaje 34-latek, który w 2011 roku zdobył Puchar Stanleya z Boston Bruins.

W meczach z takimi ekipami jak Kanada nasi hokeiści będą skazywani na pożarcie, ale patrząc na poziom meczów z udziałem najsłabszych drużyn w elicie, możemy jednak zachować optymizm i mieć nadzieję, że Polacy za rok uzbierają kilka punktów i utrzymają się na najwyższym szczeblu. To realny scenariusz, lecz wymagający od Biało-Czerwonych praktycznie perfekcyjnej gry. Zwłaszcza w konfrontacjach z drużynami pokroju Austrii, Francji czy Norwegii, które w teorii można postraszyć.

Trzeba jeszcze dodać, że obecność naszej reprezentacji wśród najlepszych to także nowe możliwości dla kibiców, którzy na nudę narzekać nie będą. Podczas MŚ elity fani mogą przede wszystkim udać się do oficjalnej strefy kibica, w której oczywiście znajduje się mnóstwo punktów gastronomicznych i ogromny sklep z gadżetami. W tym roku w Rydze przygotowano też dwa wielkie telebimy, na których można oglądać mecze oraz dużą scenę, na której po zakończonych spotkaniach odbywają się koncerty, a także różne stanowiska, gdzie można przebrać się za hokeistę, poznać tajemnice szatni lub na kilka minut zostać bramkarzem, który musi odbijać krążki wystrzeliwane przez specjalną maszynę. W trakcie turniejów Dywizji IA oraz IB takich atrakcji dla fanów nie ma...

Czytaj także:
Kolejna ofiara rosyjskich rakiet. Nie żyje Ołeksandr Chmil
Wielu chętnych na MŚ z udziałem reprezentacji Polski

Komentarze (0)