Nic nie wskazywało takiego obrotu sprawy ani przed meczem, ani nawet w jego trakcie. Ostatnie dwa spotkania w Tychach tych drużyn kończyły się zwycięstwami gospodarzy 6:1. I tak samo mogło być tym razem, gdyby tylko tyszanie w pierwszej tercji zagrali skuteczniej i chociaż próbowali wbić bramki w liczebnych przewagach, których mieli pod dostatkiem.
Szarotki zaczęły mecz z postawą osób pogodzonych z kolejną wysoką porażką. Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że w końcówce tego spotkania zawodnicy gości zaatakują z wściekłością z twarzami przypominającymi twarze seryjnych morderców.
Goście z letargu obudzili się dopiero, gdy tyszanie zdobyli drugą bramkę. W pierwszej tercji kolejny raz w ostatnim czasie instynktem błysnął Sławomir Krzak, który po strzale Michała Kotlorza skutecznie znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Na początku drugiej tercji chyba nawet Adam Bagiński się zdziwił, że może sobie jeździć bezkarnie w te i we wte za plecami i tuż przed nosem Krzysztofa Zborowskiego bez asysty jakiegokolwiek rywala.
Było więc 2:0 i kibice czekali na kolejne trafienia tyszan. Pierwszym ostrzeżeniem dla gospodarzy była groźna akcja drugiego ataku, ale Martin Voznik mając czystą pozycję tylko przeszył powietrze kijem, nie trafiając w krążek. Za chwilę grający w przewadze goście po raz kolejny nie potrafili zamknąć tyszan w tercji. Ale wtedy do akcji wkroczył Tomasz Malasiński. Pozazdrościł chyba Bagińskiemu slalomów i sam minął trzech rywali i pokonał Arkadiusza Sobeckiego. Goście poszli za ciosem i Marcin Kolusz jeszcze w drugiej tercji doprowadził do wyrównania.
Tyszanie chyba się tego nie spodziewali, ale sami sobie są winni. Mając rywala „na widelcu”, zamiast wbijać kolejne szpile, chyba trochę zlekceważyli gości. A ci rozkręcali się z każdą minutą i grali coraz lepiej. Nie wybiła ich z rytmu nawet kolejna bramka dla GKS-u. Robin Bacul wjechał lewym skrzydłem w tercję Podhala, zamarkował podanie, a gdy Zborowski zrobił jeden fałszywy ruch, posłał mu krążek w krótki słupek.
Wyrównał Martin Voznik, gdy Podhale grało w osłabieniu. Gdy samotnie wjeżdżał do tercji GKS-u, nie było żadnego z jego kolegów w pobliżu, więc nie mając wyboru wystrzelił w tyską bramkę. Krążek po parkanach Sobeckiego wpadł do siatki. Od tej pory akcje gości były coraz groźniejsze, w powietrzu wyczuwało się kolejnego gola. Zagubieni gospodarze wymieniali bez końca podania, a nowotarżanie jednym szybkim zagraniem stwarzali sobie sytuacje strzeleckie. Decydujące trafienie padło na trzy sekundy przed końcem, gdy Krzysztof Zapała z bliska wbił w serce tyszan decydujący cios.
GKS Tychy - Wojas Podhale Nowy Targ 3:4 (1:0, 1:2, 1:2)
1:0 - Sławomir Krzak (Michał Kotlorz) 8'
2:0 - Adam Bagiński 23'
2:1 - Tomasz Malasiński (Krystian Dziubiński) 31'
2:2 - Marcin Kolusz (Krzysztof Zapała, Frantisek Bakrlik) 35'
3:2 - Robin Bacul (Krzysztof Śmiełowski) 33'
3:3 - Martin Voznik (Dimitri Suur) 48'
3:4 - Krzysztof Zapała 60'
Składy:
GKS: Sobecki - Gonera, Śmiełowski, Bacul, R.Galant, Paciga - Jakes, Kotlorz, Proszkiewicz, Krzak, Witecki - Mejka, Sokół, Bagiński, Garbocz, Woźnica - Maćkowiak, Matczak, Wołkowicz.
Wojas Podhale: Zborowski - Ivicic, Sulka, Baranyk, Kolusz, Zapała - Dutka, Suur, Ziętara, Voznik, Bakrlik - D.Galant, Łabuz, Malasiński, Dziubiński, Kmiecik - Gaj, Bryniczka, Iskrzycki.
Kary: GKS - 6 minut, Podhale - 18 minut.
Sędziowali: Grzegorz Porzycki, Grzegorz Cudek, Mariusz Pilarski.
Widzów: 800.