Przemysław Lorenc: Stajesz się powoli najbardziej utytułowanym polskim hokeistą…
Damian Słaboń: Nie no jeszcze chyba nie (śmiech). Są bardziej utytułowani. Ja się cieszę, że mogę grać w Cracovii i walczyć co roku o najwyższe cele.
Pamiętasz ten pierwszy, złoty medal?
- Pamiętam doskonale. To był pierwszy mój złoty medal, a zarazem pierwszy dla Cracovii po bardzo długim czasie. Był to więc ogromny sukces dla klubu i jeszcze większy dla mnie.
Czy po tylu zdobytych trofeach udaje ci się jeszcze zmotywować do dalszej walki? Nie czas zmienić otoczenie?
- Nie, na pewno nie. Każdy medal co roku smakuje, każdy z nas dąży do tego, aby co roku zdobywać Mistrzostwo Polski.
Wszyscy pytają czy cieszycie się, że gracie z Podhalem. Ja zapytam inaczej, czy nie żal wam, że nie gracie z GKS-em Tychy?
- Ciężko jest mi powiedzieć. Jak wiadomo od kilku lat tyszanie grali w finale, a my z nimi. Teraz to się zmieniło. Najważniejsze, że Cracovia jest w finale. Może w meczach z Szarotkami będzie jeszcze ciekawiej? Czas pokaże. Aby zdobyć mistrzostwo trzeba po prostu wygrać z każdym.
Czujecie ten dodatkowy smaczek, że Cracovia nigdy nie zmierzyła się w finale z zespołem z Nowego Targu?
- Na pewno jest to dodatkowy podtekst tego pojedynku i my to czujemy. Fajnie. Dwa tak utytułowane zespoły naprzeciw siebie grają o taką stawkę. Będzie z pewnością ciekawie.
Z ligi spadł Toruń, awansowała Krynica, w której spędziłeś kilka lat. Jak oceniasz tę zmianę?
- Jest to na pewno jakaś zmiana. Jest mi tylko szkoda Torunia bo ten zespół może zniknąć z hokejowej mapy Polski. Jest to ważny ośrodek hokejowy i trzymam kciuki aby tak się nie stało. Mam nadzieję, że zespół TKH się pozbiera, zmontują silny zespół, który pozwoli im wrócić do Ekstraligi.
Jakbyś ocenił ten nowy system bonusów. Spowodował on, że Cracovia grała po dwa, trzy spotkania, a przeciwnicy zmagali się w większej ilości spotkań.
- Jest to na pewno coś nowego. Pierwszy raz w historii mamy do czynienia z bonusami. Rozpoczęliśmy fazę play-off i po pięciu meczach jesteśmy w finale. Jest to dla nas z pewnością zaskoczenie, ale należy pamiętać, że dzięki temu systemowi dużo więcej się działo w sezonie zasadniczym. Trzeba było walczyć w każdym spotkaniu, a nie przygotowywać się jedynie do play-off.
Myślisz, że lepiej byłoby grać przez cały ten czas czy raczej to, że odpoczęliście będzie waszym atutem?
- Zakładaliśmy sobie aby wygrać każdy mecz i jak najszybciej zakończyć całą rundę. Z drugiej strony nie zagraliśmy meczu o stawkę przez dwanaście dni. Wiadomo, że lepiej jest być w trybie meczowym i rozgrywać spotkania, a nie mieć dłuższą przerwę. Zobaczymy jak to będzie, jutro wyjedziemy na lód i wszystko będzie jasne.
19 marca - będziecie świętować w Krakowie kolejny tytuł mistrzowski czy przygotowywać się do piątego spotkania z Wojasem?
- Nie wiem (śmiech), nie zastanawialiśmy się nad tym. Chcemy po prostu wygrać tę rywalizację, a w ilu meczach to się okaże.