Zachowanie naszych kibiców jest naprawdę budujące - rozmowa z Michałem Krokoszem, hokeistą Akuny Naprzód Janów

Drużyna Naprzodu Janów to najsłabsza ekipa tegorocznej PLH. Mimo fatalnej sytuacji finansowej klubu, hokeiści w ostatnim czasie grają naprawdę nieźle. Porażka różnicą dwóch bramek z Cracovią, czy przegrana w ostatnich sekundach ze Stoczniowcem z pewnością wstydu nie przynoszą. Jeden z zawodników drużyny z Katowic - Michał Krokosz wypowiedział się dla czytelników portalu SportoweFakty.pl o aktualnej sytuacji w zespole.

Michał Konarski
Michał Konarski

Michał Kowalski: Naprzód w dwóch ostatnich meczach zaprezentował się naprawdę nieźle. Po porażce 4:6 z Cracovią wielu ekspertów mówiło, że zagraliście dobry mecz. Jak wyglądało to twoim zdaniem?

Michał Krokosz: Zacznę od tego, że drużyna Cracovii mecz z nami rozpoczęła w trochę innym ustawieniu niż zwykle. Jako bramkarz grał Ondrej Raszka, a pierwszą defensywę stworzyli nowo pozyskani Wilczek oraz brat Ondreja, Jiri. W ich ekipie zabrakło Noworyty, Wajdy i Kłysa, a to z całą pewnością solidni zawodnicy tworzący trzon formacji obronnej w drużynie wicemistrza Polski. Myślę, że zadziałało to na naszą korzyść i dlatego dość długo utrzymywał się wynik remisowy. Trochę szkoda jednak bramek straconych w pierwszej tercji meczu. Jedna z nich „wpadła”, gdy krążek odbił się od łyżwy jednego z naszych obrońców. Druga zaś była efektem naszej niefrasobliwości przy wyprowadzaniu krążka z własnej tercji. Kolejna odsłona spotkania to dużo walki na bandach i kilka ładnych bramek, który pozwoliły nam złapać kontakt z faworyzowanym przeciwnikiem. W trzeciej części meczu straciliśmy jeszcze dwa gole, dokładając jedno nasze trafienie.

Czy uważasz, że przy odrobinie szczęścia byliście w stanie pokonać Cracovię?

- Może gdybyśmy tak łatwo nie oddali pierwszej tercji, to rezultat końcowy byłby dla nas korzystniejszy. Jednak w tym momencie jest to tylko gdybanie. Nie możemy bowiem wiedzieć, jak angażowałby się w spotkanie zespół z Krakowa, jeśli wynik byłby dla nich mniej korzystny. Mają szerszą kadrę, a co za tym idzie, większe możliwości zmian personalnych w poszczególnych piątkach. W naszym przypadku w zasadzie nie ma pola manewru. Jest nas zbyt mało, może jak dojdzie do nas czterech zawodników, którzy z różnych przyczyn nie grali, to sytuacja ta ulegnie zmianie.

Nie da się ukryć,że sytuacja w Janowie nie jest najlepsza. A jak to wygląda z atmosferą w drużynie? Czy problemy klubu mają na nią jakiś wpływ?

- Szczerze powiedziawszy, atmosfera zmienia się jak w kalejdoskopie… Wynikiem tego są właśnie rozmaite problemy, które pojawiają się non stop, ale pomimo tych wszystkich przeszkód i kłopotów staramy się tworzyć zgrany kolektyw, który będzie walczył, aby utrzymać Janów w najwyższej klasie rozgrywkowej. To jest dla nas priorytet i tylko efekt końcowy będzie się dla nas liczył.

Skąd wobec takiego położenia klubu bierzecie motywację, aby w ogóle wyjść na lód i walczyć?

- Trudno powiedzieć. Myślę, że każdy nas, hokeistów Naprzodu, ma swoje powody, dla których stara się wykrzesać z siebie ile tylko da radę najwięcej. U nas nie ma presji, która by nas przygniatała. Mamy za to naprawdę fajnych kibiców. Są oni z nami pomimo tak fatalnej sytuacji klubu i pomimo wyników, jakie osiągamy w tym sezonie. Wychodząc na lód, staramy się ze wszystkich sił "nadążyć" za atmosferą na trybunach, która jest dla nas naprawdę bardzo budująca.

Czy widzisz jakieś szanse, nadzieje na poprawę sytuacji Naprzodu?

- Nie chcę rokować, czy oceniać szans na jej poprawę. Jest to skomplikowana sprawa, która musi być poparta sporymi nakładami finansowymi. Mam tylko nadzieję, że władze klubu poradzą sobie i zdołają wyprowadzić kwestie organizacyjno- sportowe na prostą. Szkoda by było, gdyby tak znany i zasłużony dla polskiego hokeja klub upadł.

Jeszcze w zeszłym roku grałeś w GKS Tychy. Jak wspominasz ten okres kariery?

- Tychy to naprawdę dobrze prosperujący ośrodek hokeja, osiągnęli tam niezły poziom organizacyjny i pomimo problemów nie schodzą poniżej niego. Nie chcę się jednak rozwodzić na temat okresu spędzonego w GKS Tychy. Uważam jedynie, iż gdyby nie kontuzja barku, mogłem go lepiej wykorzystać. To jedyna rzecz, nad którą ubolewam, ale ja już chyba tak mam, że zawsze muszę mieć trochę "pod górkę", żeby nie było zbyt dobrze. GKS w tym sezonie dysponuje mocnym personalnie składem i myślę, że na koniec rozgrywek przypieczętują to złotym medalem w PLH, czego szczerze im życzę.

Czy działacze klubu z Janowa postawili przed wami, hokeistami jakiś cel. np. utrzymanie się w lidze, biorąc pod uwagę takie położenie klubu?

- Będąc na ostatnim miejscu w ligowej tabeli, nie można stawiać sobie innego celu, jak utrzymanie się w lidze. Nie musieli nam zatem go przedstawiać, cel zdaje się być jasny. Najważniejsze jest jednak, żeby go nie zatracić i zrobić wszystko, aby go osiągnąć i zrealizować. "Jesteśmy już na samym dnie i albo podniesiemy się jako zespół, albo zginiemy jako jednostki" - to mój ulubiony cytat, który według mnie trafnie określa naszą obecną sytuację.

Jak ocenisz miniony rok w swoim wykonaniu?

- Powiem tak: o 2010 roku wolę zapomnieć, gdyż było to pasmo porażek i problemów. Jedynie zdany egzamin licencjacki na AWF mogę zaliczyć "na plus" dla siebie. Pozostała część roku minęła pod znakiem ciężkiej operacji oraz żmudnej rehabilitacji, przeszedłem także bardzo groźny wypadek samochodowy. Naprawdę cieszę się, że po tym wszystkim, co mnie spotkało, udało mi się podnieść. Rok 2011 zaczął się o wiele lepiej, dlatego staram się nie wracać pamięcią do tego, co już było.

Jak wygląda z kibicami podczas meczów u siebie? Wspierają was mimo słabych wyników, czy jednak jest z tym problem?

- Tak jak już mówiłem wcześniej, kibiców mamy wspaniałych, w tym miejscy ukłony za ich wiarę w nas i prawdziwe przywiązanie do klubu. Wszyscy z drużyny jesteśmy im za to bardzo wdzięczni.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×