Szlagier PLH od początku toczył się pod dyktando GKS Tychy, jednak błędy tyskiego zespołu oraz wielkie zaangażowanie i mobilizacja w Cracovii pozwoliły na odwrócenie losów spotkania w samej końcówce. - Gospodarze zagrali bardzo dobrą pierwszą tercję. My z kolei popełniliśmy w niej kilka błędów. W efekcie musieliśmy gonić wynik. Wszystkie dotychczasowe mecze z GKS-em były bardzo wyrównane. W Tychach zagraliśmy w mocno osłabionym składzie, a mimo to potrafiliśmy skutecznie walczyć i przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. To cieszy - oznajmił Rafał Radziszewski w rozmowie z cracovia.pl.
GKS Tychy, aż cztery raz znalazł sposób na pokonanie Radziszewskiego. Bramkarz Cracovii nie ukrywa, że mógł lepiej zachować się przy tych strzałach. - Na przykład przy pierwszym golu. Gdybym stał do końca, bramka by nie padła. Trzeba też przyznać, że strzał Adama Bagińskiego był bardzo dobry. Szkoda także trzeciej bramki, bo wybroniłem akcję dwa na jeden, ale dobitka okazała się zabójcza - stwierdził.
Rzuty karne to prawdziwa loteria. W hokeju jednak bramkarz ma zdecydowanie więcej szans niż w piłce nożnej. - Ale jeżeli zawodnik atakujący jest dobry technicznie, to poradzi sobie z pokonaniem bramkarza. W Tychach było jednak tak, że Damian Słaboń wykorzystał swój rzut karny, a my wybroniliśmy wszystko. Cieszymy się, że wygraliśmy, bo gramy o pierwsze miejsce w tabeli - powiedział bramkarz "Pasów".