Patrząc na skład Ciarko KH Sanok można zadać pytanie, co taka drużyna robi w II rundzie play-off PLH, gdzie walczy się o miejsca 5-8. Jednak los nie oszczędził sanoczan i po przedsezonowych zapowiedziach mogą już zapomnieć, ale nie oznacza to, że zwiesili głowy i ich gra opiera się na zasadzie sztuka dla sztuki. - Oczywiście, cele były inne. Po tym, jak w pierwszej części wywalczyliśmy piąte miejsce, obsadzenie tej pozycji w play-off jest dla nas powinnością. Będziemy walczyć - wyznał Milan Jančuška, szkoleniowiec Ciarko.
Zagłębiacy po raz drugi od bardzo dawna przystąpili do meczu w czterech piątkach, czyli w większej liczbie niż ich rywale! Jednak taki fakt przestaje dziwić, gdy przeanalizuje się zestawienie sanoczan, w którym brakowało między innymi Tomasza Malasińskiego, Krystiana Dziubińskiego czy Michała Radwańskiego. Pozwoliło to sosnowiczanom na nawiązanie wyrównanej walki przez praktycznie cały mecz, ale w grze obu zespołów było widać znaczącą różnicę - w przygotowaniu fizycznym, wynikającym z ilości treningów.
- W pierwszej tercji nie było jeszcze tak źle, bo grali dużo przewag. Potem było widać, że jesteśmy lepiej przygotowani fizycznie. Druga sprawa to fakt, że brakuje nam pięciu zawodników z podstawowego składu. Grali ci, których miałem, ale po końcówce widać, że byliśmy zdecydowanie lepsi - podkreślił.
W obliczu osłabienia drużyny sanoccy szkoleniowcy dokooptowali do trzech piątek Piotra Kosede, Adriana Maciejko i Dawida Hućko, ale mieli oni za zadanie jedynie dopingować kolegów i oglądać mecz, nie wyjechali bowiem na lód. - Graliśmy na trzy formacje. Nie mieliśmy czwartej piątki. Mamy kontuzjowanych zawodników... Brakowało nam Dziubińskiego, Malasińskiego, Radwańskiego, czyli zawodników z podstawowego składu. Szanse dostali inni, ale widać było pod koniec, że byliśmy lepsi - zakończył Milan Jančuška.