Spróbowałem innego hokeja i dobrze się w nim odnalazłem - rozmowa z Jarosławem Rzeszutko, hokeistą Newcastle Vipers

Jarosław Rzeszutko jest jednym z niewielu Polaków, którzy dobrze radzą sobie grając w hokeja poza granicami naszego kraju. Były zawodnik Stoczniowca Gdańsk i etatowy reprezentant Polski broni obecnie barw angielskiej drużyny Newcastle Vipers. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada jak czuje się w zespole, a także odnosi się do sytuacji, w jakiej znajduje się jego były klub.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Kowalski: Jesteś jednym z nielicznych Polaków, którzy dobrze sobie radzą grając w lidze zagranicznej. Jak czujesz się w drużynie Newcastle Vipers?

Jarosław Rzeszutko: Dziękuję. No to prawda, w tegorocznym sezonie idzie mi naprawdę nieźle, jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia. Jednak w hokeju, tak jak w każdym sporcie zespołowym, ważny jest wynik całej ekipy. Z tego niestety do końca zadowolonym być nie mogę, a co za tym idzie, moje personalne osiągnięcia schodzą na dalszy plan. Tak się złożyło, że od połowy sezonu wszyscy mamy trochę problemów, ale staramy się robić wszystko, by ten "wózek" ciągnąć do przodu. Każdy z nas bardzo pragnie awansu do fazy play off i to w tej chwili jest dla nas celem nr 1. Jeśli chodzi o to, jak ja się czuję, to w chwili obecnej jest bardzo dobrze. Nie ukrywam, iż najtrudniejsze były początki i przestawienie się na inny styl gry.

Czyli transfer do ligi angielskiej był dobrym rozwiązaniem?

- Tak, mogę powiedzieć, że był to z pewnością dobry pomysł. Spróbowałem innego hokeja i dobrze się w nim odnalazłem.

Jak w ogóle doszło do transferu do Newcastle? Niewielu Polaków wcześniej grało w lidze angielskiej…

- Zgadza się, niewielu Polaków przede mną miało okazję tutaj występować. A do samego transferu doszło w ten sposób, że w Gdańsku nie było tak naprawdę wiadomo, co będzie dalej z drużyną Stoczniowca. Krążyły nawet pogłoski, iż możemy nie wystartować w ogóle w rozgrywkach ligowych. Taka sytuacja zmusiła mnie do szukania innego rozwiązania, niż gra w barwach Stoczniowca, żeby nie zostać na przysłowiowym "lodzie". Na początku lipca pojawiła się oferta właśnie z Newcastle. Długo się nie zastanawiałem i postanowiłem spróbować swoich sił w innej lidze.

Jak ocenisz poziom sportowy tej ligi?

- Poziom sportowy ligi angielskiej oceniam naprawdę jak najbardziej pozytywnie. Z całą pewnością duży wpływ na to ma regularne kontraktowanie zawodników zza oceanu, mających przeszłość w NHL, czy AHL. Tacy hokeiści na pewno podnoszą poziom i przy okazji jest się od kogo uczyć.

Czy ligę angielską da się w jakikolwiek sposób porównać do PLH? Jakie są podstawowe różnice?

- Podstawowa różnica pomiędzy ligą angielską, a PLH jest taka, że podczas spotkań tutaj gra się o wiele szybciej. Ponadto gra jest twardsza, a zawodnicy się nie oszczędzają.

Jakiś czas temu odniosłeś nieprzyjemną kontuzję - złamany nadgarstek. Pamiętasz, jak do tego doszło?

- Szczerze mówiąc, to już o tym urazie zapomniałem. No ale niestety prawda jest taka, że przez to miałem ponad miesiąc przerwy od hokeja. Nie grałem cały październik i na początku listopada. Stało się to tak, iż podczas jednego ze spotkań ligowych przeciwnik najechał na mnie, a na moje nieszczęście ręka była tak niefortunnie ułożona, że doszło do złamania. Teraz, odpukać, wszystko jest ok i oby już tak zostało.

Czy uważasz, że wszyscy młodzi Polacy, którzy chcą coś osiągnąć w hokeju powinni jak najszybciej wyjeżdżać poza granice naszego kraju, tak, jak ty to zrobiłeś?

- Ja w sumie tak szybko to nie wyjechałem, miałem już przecież 24 lata. Uważam jednak, że jest to dobra droga do podnoszenia swoich umiejętności. Nowe doświadczenia, inna liga, państwo, no i oczywiście zawodnicy. To wszystko sprawia, że zawodnik musi odnaleźć się w nowej dla siebie, trudnej sytuacji, a co za tym idzie, staje się pewniejszy swoich umiejętności oraz możliwości.

Jak wygląda sprawa frekwencji na meczach Newcastle Vipers? Macie swoich wiernych kibiców, czy różnie z tym bywa?

- Mamy grupę wiernych kibiców, którzy przychodzą na nasze mecze i w każdym ze spotkań wspierają nas naprawdę z całych sił. Co do frekwencji, to na pewno byłaby ona większa, gdybyśmy grali w hali położonej w centrum Newcastle. W lidze angielskiej najwięcej ludzi przychodzi na mecze w Nottingham oraz Belfaście. Tam regularnie na trybunach zasiada około 4 - 5 tysięcy kibiców.

Jesteś jednym z najlepszych graczy Vipers. Nie myślisz o tym, by spróbować swoich sił w jakiejś mocniejszej lidze zagranicznej?

- Na razie koncentruję się na tym, by ten trwający sezon rozegrać do samego końca najlepiej, jak potrafię. Staram się nigdy nie myśleć o tym, co będzie po sezonie, kiedy on jeszcze trwa. W chwili obecnej jestem graczem Vipers i będę robił wszystko, aby swoją grą dać jak najwięcej radości i satysfakcji klubowi oraz kibicom. Na tym się teraz skupiam i do tego dążę.

Śledzisz to, co dzieje się w Polsce? Twój były klub, Stoczniowiec, jeszcze niedawno był na skraju upadku…

- Tak, jestem na bieżąco ze wszystkim, co dzieje się w PLH. Jeśli mam czas, to oglądam nawet mecze przez Internet. Niestety kilka drużyn ma wiele problemów, głównie finansowych, co nie wpływa dobrze na podejście do hokeja. Natomiast Gdańsk, z tego, co czytałem, dostał obietnicę od prezydenta tego miasta, że zawodnicy będą mieli pieniądze do końca tego sezonu. Wierzę, iż tak właśnie się stanie i chłopacy z drużyny dadzą z siebie wszystko i zdobędą to piąte miejsce na koniec rozgrywek, które wobec tych wszystkich kłopotów nie będzie wynikiem złym. Może po sezonie powieje w Gdańsku optymizmem i zbudowana zostanie ekipa na miarę ambicji zawodników oraz kibiców.

Komentarze (0)