Paulina Szulc: Zaskoczyłeś mnie schodząc z treningu nie w stroju bramkarza. Często pogrywasz w polu?
Tomasz Witkowski: - W polu nie. Na taką grę jest czas tylko na koniec sezonu. Można zagrać jak jest już po lidze, żeby uniknąć przypadkowych kontuzji. Teraz to już się tak zamieniamy dla żartu. Teraz zostało nam dwa tygodnie luźnego roztrenowania, bo kończą się kontrakty i zobaczymy co dalej.
Spodziewałeś się, że Nesta bez problemów awansuje, że będzie tak łatwo?
- Ja nie uważam, żeby ten sezon był łatwy. Wydaje mi się, że był ciężki dla całej drużyny. Od początku ciążyła na nas presja i jakby nie patrzeć, to musieliśmy wygrywać. Jakbyśmy przegrali, to ktoś mógłby być na nas zły i potem nam to wypominać. Mieliśmy naprawdę dobry skład, od napastników, po obrońców..
.. aż po bramkarza!
- No i tam z tyłu też (śmiech - dop. red.). Każdy miał w głowie jedną myśl, że powinniśmy wygrać wszystko, że nie powinna nam się zdarzyć jakaś porażka.
Wygrywaliście często dosyć wysoko. Czy uważasz, że takie zwycięstwa mogą trochę demobilizować?
- Na pewno z drużynami juniorskimi były wysokie wyniki. Ciężko się nam po takich meczach było zebrać. Kiedy wygrywamy spotkanie 25:0 i przychodzimy następnego dnia, żeby grać znowu z juniorami to już jest ciężko, po prostu się nie chce. Gdy się wie, że czeka nas mecz na wysokim poziomie, wyrównany, szybki to ta wygrana jest bardziej satysfakcjonująca. Jak się wygrywa 25:0 to oczywiście też jest się z czego cieszyć, ponieważ pobiło się jakiś rekord, ale to nie jest wynik hokejowy.
W tym sezonie najwięcej problemów sprawiała wam Legia Warszawa. To może się wydać trochę zaskakujące.
- Może mieli na nas jakiś sposób. Z nimi naprawdę ciężko się grało. Pamiętam, że było takie spotkanie na początku sezonu, że zwyciężyliśmy 8:3, ale potem to już zawsze mecze były na styku. Podczas tego spotkania, kiedy wygraliśmy w Warszawie 1:0 to były emocje. Strzeliliśmy bramkę na 30 sekund przed końcem meczu. Każdy od pięciu minut myślał, że to będzie pierwszy nasz mecz, który zremisujemy, nie wygramy go w regulaminowym czasie. Ale udało się na szczęście strzelić gola i nie wpuścić krążka.
Według statystyk średnio na mecz broniłeś około 23 strzałów, a wpuszczałeś jedną, dwie bramki. Jesteś z siebie zadowolony?
- Tak, ale oczywiście mogło być lepiej. Jak już wspomniałem, z drużynami juniorskimi jak się wygrywa wysoko, chłopacy chcą strzelać bramki i wtedy ta gra z tyłu nie jest już taka na 100 proc. W pierwszej tercji nie mam strzału, w drugiej mam dwa, a w trzeciej nagle siedem. I to jest takie dziwne, bo mam wrażenie, że nie gram w meczu. Tak jakbym był obok i tylko w którymś momencie stanął na bramce. To jest 50 proc. szans, albo obronię, albo wpuszczę. To jest naprawdę ciężkie. Jednakże biorąc pod uwagę cały sezon to jestem z siebie zadowolony. Tak sobie żartowałem z chłopaków, że za dobrą drużynę mamy i mam za mało strzałów.
Jak wygląda twoja przyszłość klubowa, czy zostajesz w Toruniu?
- Mam ważny kontrakt w Gdańsku, a tu jestem na wypożyczeniu. Teraz pozostaje kwestia, co dzieje się w Gdańsku? Nie miałem jeszcze czasu jechać. Może w tym tygodniu to zrobię, może w następnym. Muszę się spotkać z prezesem i wszystko przedyskutować.
To znaczy, że chciałbyś zostać w Toruniu?
- Na pewno będzie to Toruń albo Gdańsk, a który z tych klubów to nie mogę jeszcze powiedzieć. Żadnych innych propozycji nawet nie mam. Jestem jeszcze młodym zawodnikiem. Wiadomo, że każdy klub ma swoich takich podstawowych bramkarzy. Ja bym chciał tu zostać, ale zobaczymy jak to będzie.
Jednak już w PLH będzie dużo większa presja..
- Na pewno będzie większa presja, bo będziemy grali jako beniaminek. Mamy dosyć młody skład. Jak ja bym tu został, to czy przyjdzie jeszcze jakiś lepszy bramkarz czy nie, chociaż myślę, że na pewno przyjdzie, to i tak będzie ciężko. Na pewno będzie duża rywalizacja. Ale sądzę, że damy radę. My chcemy wszyscy pracować, dać z siebie wszystko. Jak się maksymalnie skoncentrujemy i zagramy tak jak potrafimy, to uważam, że na szóste, siódme miejsce nas stać. Jednak w przypadku solidnych wzmocnień, czy zagraniu naprawdę dobrego sezonu to możemy powalczyć o wyższe cele. Nie można zakładać z góry, że jak awansowaliśmy do ekstraklasy to możemy grać tylko o dolną część tabeli. Każdy chce przecież wygrywać. W każdym meczu, czy to z Cracovią, czy z inną ekipą będziemy chcieli wygrać.
Jakie są twoje sportowe marzenia i cele?
- Na pewno chciałbym kiedyś zagrać w reprezentacji i wyjechać gdzieś za granicę, spróbować innego hokeja. A czy to się spełni, czy nie, to zobaczymy. Trzeba ciężko pracować i mieć jakieś kontakty. Ja mam na razie 22 lata, można powiedzieć, że to dużo, a zarazem mało. Dopiero zacząłem grać. Dla zawodników na pozycji obrońcy czy napastnika jest łatwiej, bo nawet czwarta piątka może być złożona czasami z kilku juniorów, a żeby wypuścić młodego bramkarza na lód, to musi być już pewny wynik. Jeśli jest już ustalony wynik, to też nie ma tylu tych strzałów i nie ma się tak dużej presji na sobie.
Śledzisz na bieżąco to, co się dzieje w twoim macierzystym klubie?
- Pewnie, że obserwuje. Byliśmy zawsze z chłopakami pod telefonami, czytałem informacje w internecie. Niestety z Tychami im nie wyszło, a byli bardzo blisko. Szkoda też, że przegrali z Nowym Targiem prowadząc 2:0, bo to na pewno nie wyjdzie na dobre klubowi, jeśli zajmą siódme miejsce. Ciężko będzie im znaleźć sponsora, a na to liczą po tym sezonie. Z tego co słyszałem, to nie wiadomo, czy miasto wesprze klub finansowo. Teraz pozostaje kwestia, czy znajdą generalnego sponsora. Ta sprawa pewnie też tyczy poniekąd mnie. Jeśli Stoczniowiec znajdzie sponsora i będzie mieć pieniądze, to zostaną tam wszyscy dobrzy zawodnicy. Jeśli go nie znajdą, to ci lepsi hokeiści stamtąd odejdą i wtedy zarząd będzie ściągał tych tańszych. Nie oszukujmy się, ja jako młody zawodnik nie zbijam jakiś kokosów tak jak dobry bramkarz, który gra w kadrze.
W tym sezonie obok Stoczniowca jeszcze dwa kluby z PLH borykały się z problemami finansowymi. Czy uważasz, że mogą one wynikać z małej popularności tego sportu?
- Ciężka sytuacja utrzymuje się już od dwóch lat. W zeszłym roku, jak byłem w Gdańsku to też były problemy finansowe. I nie tylko w Gdańsku, w innych klubach też. Jestem w szoku, że na przykład piłka nożna jest w Polsce tak popularna, a nie jest nawet zbyt dobra. Kluby piłkarskie mają bardzo dużo pieniędzy. Śmiałem się, w Gdańsku Lechia ma ok. 15 - 20 mln złotych budżetu, a Stoczniowiec jakby miał 3 mln to mógłby mieć drużynę, która walczyłaby o mistrzostwo. To jest mała część budżetu Lechii, a to jest też ekstraklasa.
Jaka można by promować hokej?
Ciężko mi się wypowiadać. Naprawdę nie wiem, czy nie ma wystarczającej reklamy. Hokej jest o tyle ciężkim sportem, że żeby trenować to trzeba zainwestować w niego naprawdę duże pieniądze. Profesjonalny sprzęt nie jest tani, a wypożyczyć go też jest trudno. Z kolei do grania w piłkę wystarczą zwykłe trampki, a zagrać można nawet na podwórku. Teraz budują tyle boisk, że są już prawie na każdym rogu.
Ale żużel jest na przykład bardziej kosztownym sportem, a jest jednym z popularniejszych w Polsce.
- Żużel to jest to, co kręci przeważnie mężczyzn. Motory, spaliny..
A hokej nie?
- Hokej niby też. Ciężko jest mi się wypowiedzieć. Patrzę na tą sprawę z perspektywy zawodnika. Na pewno przydałaby się lepsza reklama polskiego hokeja. Mecze powinny być pokazywane w telewizji. Te lepsze, ogólnopolskie stacje mogłyby się zająć tym sportem. O hokeju się mówi tylko na regionalnych kanałach w danym mieście. Brakuje tego na ogólnopolskich stacjach. Przydałby się również menadżer, który by się zajął polską ligą hokejową, a także sponsor tytularny, który pomógłby finansowo zarówno klubom jak i związkowi. Może się ktoś w końcu odważy, bo w Polsce przecież jest dużo firm.