O sensowności rozgrywania play-offów o miejsca 5-8 powiedziano już wszystko, teraz nadszedł czas na decydujące rozstrzygnięcia. O siódmą lokatę rywalizują Stoczniowiec i Zagłębie. Podczas sezonu zasadniczego wyżej sklasyfikowani zostali gdańszczanie, ale to oni przegrali pierwszy mecz w tej konfrontacji. Jednak ulegli swoim rywalom minimalnie, bo 3:4, więc nic nie jest jeszcze przesądzone. Jednocześnie nikt nie ukrywa, że celem Stoczniowca było piąte miejsce na koniec sezonu, a nie rywalizowanie o siódme.
- Sosnowiczanie są do przodu o jedną bramkę, którą trzeba odrobić. W sezonie zasadniczym zajęliśmy szóste miejsce, graliśmy dobrze, ale po prostu nie udało nam się pokonać Podhala i walczyć o piątą lokatę. Obie drużyny grają swoimi wychowankami, ale nie chcę się usprawiedliwiać. Prowadziliśmy 2:0, a Podhale miało szerszą kadrę, grało jedenastoma juniorami, podczas gdy ja musiałem oddawać ich do Centralnej Ligi Juniorów. Grając trzema piątkami, zabrakło nam sił, by zwyciężyć. Byliśmy blisko sprawienia sensacji z GKS-em Tychy, gdy podczas 23 sekund nie strzeliliśmy bramki. Wtedy to my bylibyśmy w półfinale z Unią. Taki jest sport, chłopcy mają perspektywy i talent, ale muszą się jeszcze dużo uczyć - wyjaśnił Tadeusz Obłój, gdański szkoleniowiec.
W składzie na piątkowy mecz z Zagłębiem zabrakło kluczowych zawodników, Filipa Drzewieckiego, Dawida Maciejewskiego i przede wszystkim Przemysława Odrobnego. Jednak trener nie szuka wyjaśnienia w brakach kadrowych. - Nie chcę usprawiedliwiać takiego wyniku, ale do Sosnowca nie przyjechali podstawowi zawodnicy. Nie było z nami najlepszego bramkarza ligi Odrobnego, Drzewiecki złapał kontuzję, po operacji złamanego nosa jest Wróbel, który może dostanie pozwolenie od lekarzy na grę w niedzielnym rewanżu - powiedział z nadzieją w głosie.
Sosnowiczanie mogli wygrać jeszcze wyżej, więc wynik 4:3 jest najmniejszym wymiarem kary dla Stoczniowca. Podczas premierowej odsłony meczu Zagłębiacy dali popis swojej nieskuteczności, tworząc mały festiwal niewykorzystanych stuprocentowych sytuacji. Najbardziej wyrównana była trzecia tercja, w której do walki obudzili się gdańszczanie i byli naprawdę blisko doprowadzenia do remisu, ale zabrakło im szczęścia. - Zagraliśmy beznadziejnie w pierwszej tercji. Natomiast jestem zadowolony z ostatniej odsłony, podczas której moi podopieczni zagrali z charakterem i z wiarą w zwycięstwo. Jednak trzeba mieć trochę szczęścia i doświadczenia - zakończył Tadeusz Obłój.