Mariusz Kieca: Z piekła do nieba

Sosnowieccy hokeiści w meczu z Nestą pokazali dwie twarze, przez 40 minut byli tłem rywali, dopiero w ostatniej odsłonie odrodzili się i zwyciężyli. - Po tych dwóch tercjach musieliśmy pobudzić zespół w szatni - przyznał trener Mariusz Kieca.

Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik

Piątkowa konfrontacja w Sosnowcu była walką o sześć punktów, a jako faworyci na lód wyjechały obie ekipy, Zagłębie i Nesta są bowiem równorzędnymi ekipami, a o zwycięstwach w poszczególnych meczach decydują niuanse. Spotkanie przebiegało po myśli torunian, którzy po dwóch tercjach prowadzili już 2:0, a przed trzecią odsłoną nie zapowiadało się, by wracali do domu z niczym. Jednak sosnowiczanie po ostrej reprymendzie w szatni w wykonaniu drugiego trenera Krzysztofa Podsiadły wyszli na lód całkowicie odmienieni, a schodzili z niego z wygraną 3:2.

- Z piekła do nieba. Nie było z naszą dyspozycją najlepiej. Musimy ten mecz na spokojnie przeanalizować. Lepiej wytrzymaliśmy spotkanie kondycyjnie. W trzeciej tercji umarła drużyna z Torunia. My zagraliśmy agresywniej, ale też nie wyglądało to najlepiej. Ważne jest jednak to, że chłopcy gdzieś w tym meczu potrafili się przełamać i agresywną postawą wrócili do gry. Ważne trzy punkty. Końcówka zawsze jest nerwowa, cieszę się, że przeciwstawiliśmy się determinacją, choć rywale przy tej dyspozycji fizycznej nie potrafili nas powstrzymać - powiedział pierwszy trener Zagłębia Mariusz Kieca.

Po dwóch odsłonach sosnowieccy hokeiści wrócili z dalekiej podróży, która mogła okazać się dla nich bolesna. W końcowych rozrachunku mogło im zabraknąć punktów, by spokojnie utrzymać się w PLH. Wygrana i zdobyte punkty są więc dla nich bardzo cenne. Tym triumfem zakończyli rok 2011 na Stadionie Zimowym. - Po tych dwóch tercjach musieliśmy pobudzić zespół w szatni. Nie było gry ciałem, jeździliśmy po lodzie i myśleliśmy, że po zwycięstwie z GKS-em Tychy mecz sam się wygra. Samo się nic nie zrobi, trzeba grać tak, jak w trzeciej tercji, by myśleć o punktach. Trzeba też pamiętać o kibicach, że przychodzą, by oglądać takie Zagłębie, jak w ostatnich 20 minutach, a nie takie jak w pierwszej i drugiej części meczu, wtedy każdy trener najchętniej schowałby się. Do końca trzeba wierzyć, choć trzeba przyznać, że bramka w pierwszej zmianie dodała nam skrzydeł. Mamy przewagę 7 punktów i jest trochę bezpieczniej. Teraz jedziemy do Sanoka i będziemy tam szukać punktów, tak jak w każdym meczu. Z nimi gramy spotkania na styku, różnica jednej, dwóch bramek, więc może szczęście nam dopisze? - zakończył Kieca.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×