W miniony wtorek oświęcimianie wygrali przegrany wydawałoby się mecz z Nestą w Toruniu. Gospodarze prowadzili już bowiem 3:0, ale nawet mimo takiej przewagi nie potrafili pokonać Unii. Marcin Jaros przyznaje, że taki obrót spraw już na początku pojedynku był prawdziwym szokiem dla jego zespołu. - To był dla nas taki zimny prysznic. Mijała siódma minuta potyczki, a my już trzy bramki do tyłu. Na szczęście trener Franzen wziął czas i udało mu się nas trochę zmobilizować. Wtedy właściwie dopiero zaczęliśmy grać. Naprawdę ciężko jest dobrze wejść w mecz wyjazdowy, gdy siedem godzin spędza się w autobusie. Przyznam, że zawsze byłem pod wrażeniem postawy chłopaków z Gdańska i Torunia, gdyż oni pół sezonu spędzają właśnie w autobusie. Plan, jaki mieliśmy po przybyciu nowego trenera został zrealizowany, więc święta szykują się spokojne.
Odkąd Karela Suchanka zastąpił Charles Franzen, gra Unii wyraźnie uległa poprawie. Jednak nadal w grze oświęcimian widoczna jest pewna bardzo charakterystyczna rzecz. Niemal w każdym spotkaniu przeciwko teoretycznie słabszej ekipie tracą pierwsi bramkę i później muszą gonić wynik. - Co mogę powiedzieć… Początki rzeczywiście mamy słabe. Niektórzy twierdzą, że gdy gramy z teoretycznie słabszym rywalem, mamy w głowie, że to będzie dla nas spacerek. To bzdura, bo nie ma żadnych słabszych drużyn. Może niektóre składy mogą na papierze wyglądać na mocniejsze, ale to jest sport i w tym sezonie było już wiele rozczarowań.
Marcin Jaros za pośrednictwem portalu SportoweFakty.pl składa życzenia świąteczne wszystkim czytelnikom. - Chciałbym wszystkim czytelnikom życzyć wesołych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia i oczywiście szczęśliwego Nowego Roku.