- To normalna, standardowa procedura. Zespoły mają do zapłacenia zaległości za zeszły sezon. Nie możemy sobie pozwolić na to, aby klubu wykupywały drogich zawodników, a w stosunku do PZHL-u miały długi, bo to by było niepoważne - tłumaczy na łamach katowickiego Sportu Marek Bykowski, sekretarz PZHL.
Decyzja nałożona przez Wydział Gier i Dyscypliny PZHL obowiązuje wszystkie kluby z ekstraligi i jej zaplecza. Łącznie zakaz transferów otrzymało 21 zespołów. Najczęściej kwoty, z jakimi zalegają kluby są nieznaczne i oscylują w okolicy tysiąca złotych. Są jednak takie ekipy, które długi względem hokejowej centrali mają dużo wyższe. - Zasada jest prosta i oczywista: są długi, nie ma transferów. Jesteśmy w tym bardzo konsekwentni - dodaje Bykowski.
Zniesienie zakazu transferów zostanie odwołane dopiero wówczas, gdy kluby spłacą długi względem PZHL
- Związek po raz kolejny chce pokazać, kto tu rządzi. Szkoda tylko, że za wszelką cenę - denerwuje się w rozmowie ze Sportem dyrektor GKS Tychy, Karol Pawlik. - Regulamin, regulaminem, ale co roku jest ta sama sytuacja, że kluby zostają zawieszone za grosze. Przepisy na to zezwalają, ale nie powinno się tego robić, bez żadnego ostrzeżenia - dodaje Pawlik.