Francuzi robią hałas. To trzeba usłyszeć

Getty Images / Na zdjęciu: Grand Palais
Getty Images / Na zdjęciu: Grand Palais

Poziom decybeli przytłacza. Takiego hałasu podczas igrzysk olimpijskich jak w Grand Palais trudno będzie doświadczyć gdziekolwiek indziej.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

Napisać, że w Grand Palais nie słychać własnych myśli, to nie napisać nic. Wnętrze budowli, wybudowanej w 1900 roku, obecnie pełniące funkcję hali wystawowej i muzeum, podczas igrzysk w Paryżu zostało przejęte przez szermierkę.

I jest absolutną gwiazdą na olimpijskiej mapie stolicy Francji. Po prostu trzeba tam pojechać.

- Robi ogromne wrażenie, wnętrze jest niesamowite - mówiła nasza florecistka Julia Walczyk-Klimaszyk, która w niedzielę stoczyła dwie walki przy ogłuszającym dopingu francuskich kibiców. I aż trudno uwierzyć, że może tego dokonać zaledwie kilka tysięcy osób.

Podczas walk ich reprezentantów robi się gigantyczny huk, akustyka obiektu tylko podnosi poziom hałasu. Podobnie jak uderzanie stopami o podłogę na tymczasowo postawionych trybunach po każdym zdobytym punkcie. Nie do wiary, że zimną krew i koncentrację potrafią zachować komentatorzy.

Bo na usłyszenie osoby stojącej obok szanse są niewielkie. Trzeba czytać z ruchu ust.

- Z jednej strony ten hałas przeszkadza, bo nie słychać nawet sędziego czy podpowiedzi trenera. Ale przecież to dla takiej atmosfery człowiek trenuje, żeby to przeżyć - dodawała młoda polska florecistka.

Budynek robi też ogromne wrażenie z zewnątrz, nawet podczas fatalnej pogody i padającego deszczu. Za to w słońcu wręcz rozkwita, co wykorzystują turyści. Położony nad Sekwaną Grand Palais przyciąga aparaty tysięcy osób.

I tylko szkoda, że nasze zawodniczki pożegnały się z turniejem tak szybko. Cytowana Walczyk-Klimaszyk dotarła do fazy 1/8 finału, gdzie przegrała aż 6:15 z reprezentantką Kanady. Z kolei Martyna Jelińska stoczyła widowiskowy pojedynek z broniącą tytułu Lee Kiefer, ale przegrała 13:15.

Hanna Łyczbińska zakończyła swój udział w turnieju indywidualnym już na pierwszej walce.
Dobre wieści są takie, że tam wrócą, na zawody drużynowe. I Polki przekonywały, że wówczas spisują się zazwyczaj lepiej.

- Już nie mogę się doczekać, cieszę się na samą myśl - mówiła Jelińska. - Nie będę ukrywała, że bardzo lubię startować w turniejach drużynowych. Wtedy wszystkie jesteśmy blisko siebie, możemy sobie podpowiadać, jest atmosfera - przekonywała Walczyk-Klimaszyk.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty