Po zakończeniu zmagań w Paryżu, temat wrócił jak bumerang. Przedstawiciele polskiego rządu z premierem Donaldem Tuskiem na czele przekonywali, że w przyszłości igrzyska olimpijskie mogą odbyć się nad Wisłą.
Wyznaczono nawet konkretne lata. Zgodnie z zapowiedziami, Polska będzie starać się o organizację imprezy w 2040 lub 2044 roku. Cała sprawa odbiła się szerokim echem, a stanowisko postanowił zająć kolejny sportowiec.
W mediach społecznościowych swoimi przemyśleniami na ten temat podzielił się Piotr Lisek. Lekkoatleta specjalizujący się w skoku o tyczce zwrócił uwagę na problemy, z którymi zmaga się polski sport. Jego zdaniem, Polska mogłaby być gospodarzem igrzysk po spełnieniu pewnych warunków.
ZOBACZ WIDEO: Pudzianowski jak za dawnych lat. "Jako rezerwowy emeryt dałem radę"
"- Przemyślane inwestycje, których życie nie zakończy się dzień po imprezie.
- Odłożenie na bok chęci ogrzania się politycznych interesów przy sportowym ognisku, a zrobienie czegoś, co na zawsze zapisze się w kartach historii.
- Ogólna chęć społeczeństwa i nie zwiększenie choćby przez to inflacji, przez którą i tak już nie wiem, ile za co powinienem zapłacić.
- Zrobienie porządku w związkach sportowych" - wymieniał, oznaczając ministra Sławomira Nitrasa.
Zdaniem Liska, Polacy mają duże pole do poprawy. Niemniej jednak sam nie wyklucza, że impreza odbędzie się w naszym kraju.
"Tak, jako sportowiec, jasne, że byłbym wniebowzięty, gdyby takie wydarzenie miało miejsce na Naszej Ziemi, ale nie po trupach" - podkreślił Lisek.
Czytaj więcej:
"Będzie grillowany". Ujawnił, co się dzieje w PKOl po działaniach Nitrasa