Po igrzyskach olimpijskich w Paryżu rozpoczęła się "wojna medialna" między Sławomirem Nitrasem a Radosławem Piesiewiczem.
Minister sportu kwestionuje transparentność Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Na jego wniosek we wtorek rozpoczęła się w PKOl kontrola NIK. Kontrolerzy sprawdzają, jak były wydawane w ostatnich latach przez PKOl pieniądze z budżetu państwa.
W mediach głośno było także o żonie Radosława Piesiewicza, Agnieszce. W sierpniu dziennikarze Onetu ustalili, że przez pół roku pracy w państwowym banku Pekao SA, jako doradca zarządu, kobieta zarobiła 1,15 mln złotych (więcej TUTAJ).
Dziennikarze "Faktu" zapytali Radosława Piesiewicza czy kwota zarobków żony jest zgodna z prawdą?
- Jeśli ktoś mówi o mojej arogancji i bucie, to ciężko mi się do tego odnieść, bo na co dzień staram się pracować z pokorą. Co do mojej żony - chcę to podkreślić, że nie jest osobą publiczną, ma jak każdy z nas prawo pracować. Zresztą pracowała całe życie, urodziła trójkę dzieci i nie widzę w tym nic złego - podkreślił prezes PKOl.
- Natomiast, kiedy ktoś rzuca takie oskarżenia publicznie, musi liczyć się z reakcją. No i niestety moja żona została zaatakowana na ulicy po tym, jak pojawiły się oskarżenia, że korzystała z przejść VIP-owskich na lotnisku razem ze mną i z dziećmi. Po serii artykułów, mężczyzna na ulicy wyzywał moją żonę. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym takiej sytuacji - dodał.
W tej samej rozmowie poruszono także wątek zarobków samego Piesiewicza. Czy rzeczywiście zarabiał blisko 36 tys. złotych miesięcznie?
- Nie jestem politykiem ani posłem, więc nie muszę składać oświadczeń majątkowych. Po prostu zarabiam pieniądze, jak każdy obywatel. Nie interesuje mnie, ile zarabia pan minister Nitras, bo to nie moja sprawa. Ale ok, chciałbym, żeby to było jasne: nie wziąłem żadnej prowizji, premii ani nagrody. Wysłuchiwanie zarzutów o prowizjach od spółek Skarbu Państwa to jakieś szaleństwo - podkreślił Piesiewicz w "Fakcie".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szokujące sceny! Młodzi piłkarze skoczyli sobie do gardeł