Magia Zakopanego. To tam objawiają się przyszłe gwiazdy skoków

PAP/EPA / Pierwszy plan: Grzegorz Momot, drugi plan EPA/Jeon Heon-Kyun / Na zdjęciu: Ryoyu Kobayashi, a w tle Marius Lindvik
PAP/EPA / Pierwszy plan: Grzegorz Momot, drugi plan EPA/Jeon Heon-Kyun / Na zdjęciu: Ryoyu Kobayashi, a w tle Marius Lindvik

Ryoyu Kobayashi i Marius Lindvik zdobyli złote medale podczas konkursów indywidualnych na igrzyskach olimpijskich Pekin 2022. Co ich łączy? Obaj po raz pierwszy wystrzelili z formą na zawodach rozgrywanych w Polsce.

Ryoyu Kobayashi został mistrzem olimpijskim na skoczni normalnej, a Marius Lindvik wygrał rywalizację na dużym obiekcie (Kobayashi zajął wówczas drugie miejsce). Dwóch młodych skoczków stworzyło na skoczniach w Zhangjiakou kapitalne widowisko. Obaj już przeszli do historii skoków narciarskich. Złote medale olimpijskie wywalczyli dość wcześnie, bo przed ukończeniem 25. roku życia.

Co ciekawe, po raz pierwszy pokazywali się narciarskiemu światu podczas zmagań w Pucharze Świata na skoczni w Zakopanem.

24 stycznia 2016 roku w konkursie indywidualnym Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi zadebiutował Ryoyu Kobayashi. Anonimowy wówczas Japończyk zajął sensacyjne 7. miejsce. Była to niespodzianka, tym bardziej że wcześniej Kobayashi nie startował w zawodach najwyższej rangi nawet w rodzimym Sapporo. Podczas zmagań w Letnim Pucharze Kontynentalnym, które poprzedzały sezon zimowy, ani razu nie wskoczył do czołowej trzydziestki.

ZOBACZ WIDEO: Paweł Wąsek pokonał tremę debiutanta. "To pokazuje, że jest w bardzo dobrej formie"

W Zakopanem natomiast błysnął, a miesiąc później potwierdził, że może stać się skoczkiem światowego formatu. W mistrzostwach świata juniorów zdobył brąz w konkursie indywidualnym. Kobayashi ma na pewno z Wielką Krokwią bardzo dobre wspomnienia. Triumfował na tym obiekcie raz - w 2021 roku.

Chyba jeszcze lepiej w Zakopanem czuje się Marius Lindvik. Historia świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego na skoczni dużej jest nieco inna od tej, którą prezentuje ze sobą Ryoyu Kobayashi. Lindvik pierwsze kroki w Pucharze Świata stawiał w sezonie 2015/2016, skacząc w Lillehammer jako zawodnik grupy krajowej. W debiucie zajął 32. miejsce.

Na następny start w konkursie wśród najlepszych skoczków świata czekał do sezonu 2017/2018. Lindvik seryjnie wygrywał zawody Pucharu Kontynentalnego, więc trener Norwegów, Alexander Stoeckl postanowił go sprawdzić w elicie. Zazwyczaj po zawodniku dołączającym do PŚ z tzw. drugiej ligi widać różnicę poziomów. Lindvik zaprzeczył tej tezie.

Norweg świetnie spisywał się na treningach, więc otrzymał powołanie na konkurs drużynowy. W nim nie odstawał od reszty drużyny. Dzień później pokazał wielką klasę w rywalizacji indywidualnej, zajmując 8. miejsce. Pierwszy konkurs z punktami Pucharu Świata i od razu wejście do czołowej dziesiątki. Jak pokazały następne lata, Lindvik podobnie jak Kobayashi nie zmarnował swojego potencjału.

Jeśli chodzi o rywalizację w Zakopanem, to Lindvik wygrał już dwa konkursy na Wielkiej Krokwi. Historia norweskiego skoczka oraz Ryoyu Kobayashiego pokazuje, że warto śledzić zawody najwyższej rangi w Polsce i upatrywać nowych talentów.

Czytaj także:
Kubańscy bokserzy zaskoczeni popularnością skoków narciarskich w Polsce
"Thriller w skokach". Tak zareagowały światowe media

Komentarze (7)
avatar
Adela Rozen
15.02.2022
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Ale dzięki polskim sportowcom inni mogli wygrać a 24 miejsce nie tak źle bo w sumie uczestniczy 97 nacji...:-) 
avatar
Maly Kurdupel
15.02.2022
Zgłoś do moderacji
2
4
Odpowiedz
Taka Polska mentalnosc. Jak nie wygramy czegos to winni Niemcy albo Rosja. Zajecie 6 miejsa na 8 mozliwych nazywamy sukcesem. Uzyskania jednego brozawego medalu i 24 miejsce w tabeli m Czytaj całość
avatar
Tomash_PB
15.02.2022
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Szkoda ze Polacy ostatnio dramatycznie tam skacza 
avatar
body123
15.02.2022
Zgłoś do moderacji
5
2
Odpowiedz
A w Zakopanym najlepiej wychodzi Kurskiemu Sylwester 
avatar
Srdjan
15.02.2022
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Co za bzdurny i pełen sprzeczności artykuł.