Piesiewicz mówi o szantażu
W lutym sport.pl informował, że grupa prezesów polskich związków sportowych napisała list otwarty do Radosława Piesiewicz z żądaniem, by dobrowolnie zrezygnował z funkcji przewodniczącego PKOl. Głównym powodem tej decyzji miało być wprowadzenie przez ministra sportu Sławomira Nitrasa "zarządzenia nr 17", które wymusza na związkach sportowych publiczne informowanie o swoich wydatkach i przychodach, w tym tych związanych z umowami sponsorskimi i wynagrodzeniami ich prezesów.
Prezesi mieli uznać, że jest to cios wymierzony bezpośrednio w Piesiewicza, który od zakończenia igrzysk olimpijskich pozostaje w otwartym sporze z Nitrasem. A przy okazji rykoszetem oberwały same związki. Najnowsze doniesienia wskazują na to, że list z żądaniem dymisji przewodniczącego podpisało już 39 osób (więcej: TUTAJ).
18 marca Piesiewicz uczestniczył w konferencji prasowej zwołanej przez marszałka województwa lubelskiego, Jarosława Stawiarskiego. W jej końcowej części przepuścił on atak na Nitrasa. Zarzucił mu m.in. to, że wywierał nacisk na prezesów polskich związków sportowych, blokując wypłaty funduszy przez swój resort.
- Jest 18 marca, za niecały rok mamy igrzyska w Cortinie. (...) Ile środków minister sportu uruchomił do 18 marca? Żadne. Dlaczego? Bo przecież trzeba przymusić teraz związki sportowe, żeby zrobiły wszystko, żeby odwołać prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego. To co się dzieje, to działania podprogowe. Zabieramy wam pieniądze, damy wam pieniądze, jak coś wykonacie - mówił, cytowany przez Onet Przegląd Sportowy.
- Ja mam jedną prośbę do pana Nitrasa. Niech się nie zajmuje Polskim Komitetem Olimpijskim, niech się nie zajmuje województwem lubelskim, niech się wreszcie zajmie pracą na rzecz polskiego sportu, a nie pracą, która osłabia polskie związki sportowe - grzmiał.
Piesiewicz broni się przed zarzutami
Podczas marcowego posiedzenia Sejmu Nitras oskarżył Piesiewicza o wykorzystanie swoich wpływów politycznych do zawierania umów sponsorskich, z których sam miał czerpać korzyści finansowe. Według ministra sportu, mógł zarobić w ten sposób nawet 11 mln złotych. Szef PKOl stanowczo zaprzeczył tym zarzutom.
- Dezinformacja. Kłamstwa. Zarzucanie nieprawdy. 20 proc. prezes Piesiewicz wziął z tego kontraktu. Pokażcie te dokumenty! Ja cały czas proszę, żebyście wreszcie pokazali dokumenty. Nie ma żadnej prowizji. Jest kłamstw bardzo dużo. 92 mln, które wpłynęły do Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a tak naprawdę nie wpłynęły - przekonywał w Lublinie.
Nie odniósł się jednak do postępowania Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, która oskarżyła go o malwersacje finansowe. Piesiewicz miał nierzetelnie wystawić faktury opiewające na kwotę 9,3 mln zł.
Dlaczego województwo przeznaczyło środki na PKOl?
Konferencja w Lublinie została zwołana w związku z wprowadzeniem przez ministra dwóch programów dofinansowania sportu w województwie. Nitras przekonywał, że są to działania "naprawcze", będące rekompensatą za to, że marszałek Stawiarski przeznaczył kilka milionów złotych na rzecz PKOl, zamiast zainwestować je w rozwój lokalnych inicjatyw
- Pieniądze publiczne nie są po to, by pomagać kolegom (...) Nie jest zadaniem samorządu województwa finansowanie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. To jest zadanie ministerstwa sportu i państwa. I my się z tego wywiązujemy - mówił Nitras.
Piesiewicz przekonywał, że środki z województwa lubelskiego umożliwiły młodym sportowcom wyjazd Bakuriani w Gruzji, gdzie w lutym odbył się 17. Zimowy Olimpijski Festiwal Młodzieży Europy. Mają również pozwolić wystartować Polakom w Letnim Olimpijskim Festiwalu Młodzieży Europy w Skopje. Stwierdził ponadto, że PKOl - wbrew zapewnieniom Nitrasa - nie jest finansowany ze środków publicznych.
- Tak, mamy zapewnione równe zero, ponieważ ustawa mówi o tym, że my mamy obowiązki, a nie mamy żadnych praw. Zabrano nam politycznie wszystkich sponsorów z udziałem Skarbu Państwa - przekonywał.