Początek konfrontacji to lekki chaos w poczynaniach Tomasza Adamka. Polak uspokoił się dopiero w drugiej rundzie i później przez kilkanaście minut kontrolował wydarzenia na ringu. W pewnym momencie wydawało się nawet, że zwycięży przed czasem. Michael Grant nie zamierzał się jednak poddawać i mniej więcej w połowie rywalizacji zaczął odzyskiwać siły.
Amerykanin bardzo umiejętnie wykorzystywał lepsze warunki fizyczne. Przeprowadzał groźne ataki z użyciem prawej ręki i kilkakrotnie sprawił Adamkowi niemałe kłopoty. Polak był zaskoczony takim obrotem sprawy, zwłaszcza że jego ciosy nie robiły na przeciwniku żadnego wrażenia. Grant wyczuł szansę na zwycięstwo i zaczął boksować bardzo odważnie. Najgroźniej uderzył w szóstej rundzie, gdy rozciął "Góralowi" łuk brwiowy i niemal posłał go na deski. Na szczęście kilka sekund później zabrzmiał gong oznajmiający przerwę.
Druga połowa tej walki to okres, w którym minimalnie lepiej spisywał się Amerykanin. Adamek szukał kontry, ciosu, którym mógłby wstrząsnąć swoim oponentem, ale już do końca nie był w stanie takowego wyprowadzić.
Polscy kibice czekali na werdykt z lekkim niepokojem. Spodziewano się triumfu naszego reprezentanta, ale najwyżej dwoma lub trzema oczkami. Tymczasem sędziowie punktowali dość zaskakująco, wskazując, że "Góral" zwyciężył bezdyskusyjnie (117:111, 118:110, 118:111).
Adamek odniósł 42. zwycięstwo w zawodowej karierze, ale nie można powiedzieć, że jest już gotowy do bicia się o mistrzostwo świata. Bracia Kliczko czy David Haye mogliby okazać się przeszkodami nie do pokonania. Polak musi popracować przede wszystkim nad siłą ciosu, bowiem w pojedynku z Grantem nie był w stanie ani razu uderzyć na tyle mocno, by posłać Amerykanina na deski.