Pierwsze fragmenty pojedynku sugerowały, że ten wieczór może być niezwykle emocjonujący. "Hayemaker" boksował odważnie, nie trzymał gardy i był aktywny. Nie stronił też od ataku, tyle że niezmiernie rzadko udawało mu się wyprowadzić czysty cios. Władimir Kliczko natomiast był przyczajony. Kontrolował wydarzenia na ringu, lecz na tym etapie nie forsował tempa.
Zobacz także: Kliczko: Haye był nieprawdopodobnie szybki
Z upływem czasu sytuacja ulegała zmianie i coraz więcej do powiedzenia miał Ukrainiec. W piątej rundzie przeprowadził szybką kombinację dwóch prostych, które poważnie wstrząsnęły jego oponentem. W siódmej odsłonie "Doktor Stalowy Młot" został ukarany odjęciem jednego punktu po tym, jak nieprzepisowo ściągnął przeciwnika na matę.
Zobacz także: Haye walczył ze złamanym palcem u nogi
Kolejne rundy nie przynosiły przełomu. David Haye imponował szybkością, doskonałym balansem, ale w żaden sposób nie przekładało się to na ciosy. Kliczko miał wszystko pod kontrolą. Umiejętnie operował lewą ręką, nie pozwalając rywalowi na odkrycie się, i od czasu do czasu kontrował.
Zobacz także: Hernan Marquez obronił tytuł mistrza świata organizacji WBA
W jedenastej odsłonie Brytyjczyk upadł na ring i próbował wymusić na arbitrze kolejną karę dla Ukraińca. W tej sytuacji do faulu jednak nie doszło i... "Hayemaker" został wyliczony. Ostatnie trzy minuty to kilka rozpaczliwych prób Davida Haye, lecz nie sprawiły one Kliczce żadnych problemów.
Walka potoczyła się według najbardziej prawdopodobnego scenariusza. Brytyjski zawodnik nie potrafił znokautować oponenta, w efekcie sromotnie poległ na punkty. Werdykt sędziów to: 117:109, 118:108 i 116:110. Być może różnica między oboma bokserami nie była aż tak duża, jednak nie ulega wątpliwości, że triumf Ukraińca jest w pełni zasłużony.
Kliczko zdobył w sobotę pas mistrza świata federacji WBA i dołożył go do trofeów, które posiadał już wcześniej (WBO, IBF oraz IBO).