Pływanie znów sprawia mi przyjemność - rozmowa z Otylią Jędrzejczak, mistrzynią olimpijską

- Jeśli czegoś mi brakuje, to startów. Potrzebuję więcej obycia z wodą, ze słupkiem, z rywalizacją, adrenaliną - mówi Otylia Jędrzejczak, czołowa polska pływaczka.

W tym artykule dowiesz się o:

Artur St. Rolak (www.mojakontuzja.pl): Dzień dobry, jak zdrowie?

Otylia Jędrzejczak: W porządku. Nie mogę narzekać.

Pływanie to jedna z najprzyjemniejszych form relaksu albo wręcz rehabilitacji. Pani sama wie o tym najlepiej.

- Lekarze mówili, że pływanie będzie najlepszym lekarstwem na skrzywienie kręgosłupa. Pływam od 20 lat i jakoś nic pod tym względem się nie zmieniło. A jeśli już, to nagromadziło się trochę innych urazów. Trzeba jednak patrzeć na wszystko od pozytywnej strony, więc powiem, że - mimo wszystko - nie jest gorzej niż było.

Na pozór mogłoby się wydawać, że w wodzie jest dużo bezpieczniej niż na boisku, korcie, bieżni… Trudno skręcić kostkę, a jeszcze trudniej uszkodzić więzadła.

- Tak, w wodzie jest bezpieczniej niż na lądzie i wszystkim polecam rehabilitację w basenie. Tam spotka pan wielu sportowców wracających do zdrowia po kontuzjach różnych stawów czy nawet rozluźniających się po treningu. Ale wyczynowi pływacy też miewają kontuzje - głównie barków, kolan i odcinka lędźwiowego pleców. Taka już jest specyfika dyscypliny i poszczególnych konkurencji.

Więcej kilometrów pani przepłynęła niż przeszła?

- Na pewno przepłynęłam. Średnio 2000 kilometrów rocznie, więc łatwo policzyć.

Proszę po kolei wymienić wszystkie urazy, jakie w istotny sposób zakłóciły pani przygotowania do igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata czy Europy.

- Paweł Słomiński, mój były trener, powiedział kiedyś, że na moim przykładzie można by napisać encyklopedię zdrowia. Mam bardzo niski poziom odporności i często choruję. Mam do tego astmę i alergię. Pomijając przeziębienia, które łapię bardzo łatwo, zapalenia oskrzeli czy ucha, miałam poważny problem z barkiem, który się ciągnął, ale trenowałam. Dokuczały mi także kolana.

Z którego powodu częściej miała pani wolne od treningu - przeziębień i infekcji czy urazów ortopedycznych?

- Zdecydowanie z powodu gryp i przeziębień. Na dobrą sprawę tylko zerwanie więzadła w zeszłym roku na długo wyeliminowało mnie z treningu. Pomimo drobniejszych kontuzji zawsze pływałam.

Jak się wraca do uprawiania sportu po długiej przerwie? Jedni w ogóle tego nie potrafią, inni sobie chwalą, bo - niezależnie od przyczyn - organizm miał szansę trochę się zregenerować. Jak to jest w pani przypadku?

- Ja przez te dwa lata ani nie odpoczęłam, ani nie zregenerowałam się. W tym czasie nie trenowałam i nie wiem, gdzie on mi uciekł. Jak się wraca? Pływanie znowu sprawia mi przyjemność i to jest najważniejsze. Znów chcę to robić i uważam, że stać mnie na to, aby pływać tak szybko jak kiedyś.

Trudno uprawiać pływanie, ćwicząc wyłącznie pływanie. Co pani robi poza basenem?

- To wszystko zmienia się z wiekiem. W treningu dzieci jest więcej zabawy, natomiast później coraz więcej pracy trzeba wykonywać poza basenem. Organizm przyzwyczaja się do wody i pewnych ruchów, więc po jakimś czasie trzeba coś zmienić, wprowadzić nowe bodźce. A ja jestem typem zawodnika, który je lubi. Nowe bodźce wpływają na mnie pozytywnie.

Czyli nie tylko przymus?

- Również przyjemność. Trening nie może być nudny. Nie wolno dopuścić do rutyny ani w życiu, ani w sporcie.

Taniec - niekoniecznie z gwiazdami - też może być formą treningu uzupełniającego?

- Dziś, kiedy do igrzysk został niecały rok, nie zdecydowałabym się na ten występ, ale wtedy do była dobra decyzja i nie zmieniłabym jej. To był po prostu właściwy moment. Dzięki udziałowi w tym programie wróciłam do wagi startowej, co z kolei bardzo mi pomogło wrócić do pływania. I przyznam się, że kiedy odpoczęłam po „Tańcu z gwiazdami”, niezwykle wymagającym fizycznie, znów przeżyłam swój „melodramat” na wadze. Ale powiem jeszcze raz - nie żałuję.

Trudno podejrzewać pływaków o wodowstręt, ale czy lubi pani wodę?

- Lubię.

Za co?

- Dobrze się w niej czuję. Ale bezpiecznie - tylko w basenie. Wiele osób dziwi się słysząc, że boję się otwartych akwenów. Nawet jak widzę drugi brzeg rzeki czy jeziora, to mam problem z płynięciem. Muszę z kimś, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa. Woda to żywioł. Wszystko może się zdarzyć - skurcz, zdenerwowanie, zachłyśnięcie… Mam wobec wody dużo pokory. Pytał pan o wodowstręt. Znam takich pływaków, którzy po zakończeniu kariery przez 15 czy 20 lat nie byli na basenie. Ja nie będę mogła sobie na to pozwolić, bo szybko stałabym się grubsza niż wyższa.

Pani najbardziej, ale także zapewne kibicom, marzy się powtórka z Aten. Czy jest możliwa?

- Nie wiem, czy zdecyduję się na start w trzech konkurencjach, które popłynęłam w Atenach, na pewno będę przygotowywała się na 100 i 200 delfinem. Na razie koncentruję się więc na uzyskaniu minimów przynajmniej na tych dwóch dystansach. Jestem typem sportowca, który nie mówi o medalach. Mogę tylko zadeklarować, że chcę po raz czwarty wystąpić na igrzyskach olimpijskich.

Czego - nie mówmy tu o sekundach i ich ułamkach - brakuje pani do uczciwego wobec samej siebie postawienia się w gronie faworytek? Tych dwóch lat, które uciekły?

- One nie uciekły, bo na swój sposób były mi potrzebne. Jeśli czegoś mi brakuje, to startów. Potrzebuję więcej obycia z wodą, ze słupkiem, z rywalizacją, adrenaliną. Pewne rzeczy trzeba robić automatycznie, a nie ciągle uczyć się ich od nowa. I zdrowia, bo z powodu choroby i kontuzji straciłam zbyt dużo treningów. Jeśli więc zdrowie dopisze, to powinno być dobrze.

Rozmawiał Artur St. Rolak

Źródło: www.mojakontuzja.pl

Źródło artykułu: