Marcin Frączak: Jak pan ocenia walkę z Amerykaninem Byronem Mitchellem?
Dawid Kostecki : Miałem wygrać ją przed czasem i tak się stało. Moim atutem jest szybkość. Wiedziałem, że jestem od niego szybszy i to wykorzystałem. Może i mógłbym wygrać wcześniej, ale ja nie mam na koncie pięciu, czy ośmiu walk. Jest bardziej doświadczonym bokserem i wiem, że nie mogę w pierwszej rundzie postawić wszystkiego na jedną kartę.
Co było kluczem do zwycięstwa?
- Choćby ponawianie ciosów. Oglądałem jego walki i wiedziałem, że ponawianie uderzeń będzie w pojedynku z tym przeciwnikiem bardzo ważne, bo Amerykanin bazuje na ruchliwości. Prezentuje typowo amerykański styl walki. Jest bardzo gibki, więc przyjmuje luźno ciosy.
Mitchell wcześniej był dwa razy mistrzem świata WBA, czyli prestiżowej organizacji. Dlaczego na panu to zupełnie nie zrobiło wrażenia?
- Dlatego, że mam taką psychikę. Mnie nie interesuje to, czy mój przeciwnik, był wcześniej mistrzem świata, czy mistrzem olimpijskim. Liczy się tylko to co jest w stanie zaprezentować w momencie gdy wchodzi walczyć ze mną do ringu.
Poradził pan sobie z nim bez najmniejszych kłopotów. Jak bardzo pewny był pan zwycięstwa?
- Miałem wygrać i wygrałem. Mam dużo wyższe cele niż mój przeciwnik. Chcę być mistrzem świata. Nie mogłem się męczyć z Mitchellem przez dziesięć rund. Jakbym się z nim męczył przez dziesięć rund, to bym się poważnie zastanowił czy moja kariera bokserska zmierza, aby na pewno w dobrym kierunku.
Ile czasu przygotowywał się pan do walki?
- Osiem tygodni.
Będzie pan po tym pojedynku na pierwszym miejscu w rankingu WBA?
- Bardzo bym chciał, ale nie wiem czy tak się stanie.
Ma pan taką zasadę, że przed walką nie podaje pan ręki przeciwnikowi. Wychodzi pan z założenia, że przyjacielskie gesty są nie do końca na miejscu, skoro i tak będzie się pan bił z rywalem po twarzy. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?
- Nie. Po walce zawsze przeciwnikowi podaję rękę, mogę z nim porozmawiać. Jednak przed walką tego nie robię, bo to jest dla mnie bez sensu. Gdy wchodzę do ringu, to przecież po to, aby wygrać. Bijemy się, a więc zadaję przeciwnikowi ból. Spotkałem go jednak wcześniej w windzie. Hello, hello, zaczął krzyczeć. Był bardzo serdeczny, wołał Kosteki, Kosteki. Skoro wykonał coś takiego, to ja nie mogłem być dzikusem. Oczywiście podałem mu rękę. Generalnie staram się jednak przed walką takich gestów jak on nie wykonywać. Nie podchodzę przed pojedynkiem do przeciwnika, bo od początku chcę, aby panowała atmosfera walki.
Woli pan walczyć przy pełnej hali, czy w kameralnej atmosferze, tak jak to miało miejsce w hotelu Hilton przy okazji pojedynku z Mitchellem?
- Wszystko zależy od tego jacy są kibice. Gdy fajnie mnie dopingują, gdy są wśród nich moi przyjaciele, to mogę walczyć nawet w piwnicy. Oczywiście fajnie jest boksować w wypełnionych halach, ale dla mnie najważniejsza jest atmosfera, to jak odnoszą się do mnie kibice. Wiem co to pojedynek przy dużej ilości kibiców. Walczyłem przecież przy 15 tys. widzów, na gali, podczas, której boksowali Andrzej Gołota z Tomkiem Adamkiem.
Powtarza pan często, że chciałby być mistrzem świata. Kiedy może dojść do pana walki o mistrzostwo? Czy wiosna to realny termin?
- Nie wiem czy stanie się to na wiosnę czy później. Co się odwlecze to nie uciecze. Jednak teraz mam na głowie coś innego. 7 grudnia czeka mnie operacja, bo mam kłopoty z barkiem. Walczyłem z kontuzją. Uderzałem często prawą ręką, aby oszczędzać lewą. Właśnie po ciosach zadanych prawą ręką, po dwóch sierpowych, sędzia przerwał walkę.
Pas WBA w kategorii półciężkiej ma Kazach Beibut Szumenow, który jednak myśli o walce unifikacyjnej z Brytyjczykiem Nathanem Cleverlym, mistrzem WBO. Bardzo pana martwi to, że jeśli do takiej walki dojdzie, będzie pan musiał poczekać na swoją szansę?
- Ani trochę. Mówiłem już wiele razy, że co się odwlecze to nie uciecze. Jest mi wszystko jedno z kim będę walczył o mistrzostwo. Chcę walczyć z przeciwnikiem, który ma pas poważnej federacji. Tylko to się liczy. A czy będzie się nazywał Szumenow, czy Wodnik Szuwarek, to nie ma znaczenia.
Widział pan pewnie nie raz Szumenowa. Co pan myśli o tym rywalu?
- To wymagający przeciwnik. Ma mocne uderzenie, jest dobrze wyszkolony technicznie.
A o walce z jakim pięściarzem pan marzy? Jest w ogóle taki?
- Tak. To Bernard Hopkins.
Gdyby nie był pan bokserem, to czym by się pan zajmował?
- Na pewno uprawiałbym jakiś inny sport walki. Ja lubię czuć adrenalinę. Nie boksuję dla kasy, ale dlatego, że to bardzo lubię.