Mecz numer dwa był, jeśli można tak powiedzieć, odwrotnością środowego spotkania, kiedy na początku bezpieczną przewagę uzyskali goście, a gospodarze w końcówce próbowali przechylić szale zwycięstwa na swoją stronę, jednak bez sukcesu. Tym razem to "Płomienie" po czterech zmianach prowadziły czterema punktami. Co ciekawe, tylko jeden z czterech runów Rays został zdobyty przy zaliczonym odbiciu. W pozostałych przypadkach baza domowa była osiągana przy jednoczesnym wyoutowaniu odbijającego piłkę. Jedynym, który zdobył punkt w "uczciwy" sposób był B.J. Upton, a skromny festiwal strzelecki gospodarzy zakończył Jason Bartlett, ustanawiając zdobycz punktową swojego zespołu na czterech. Ofensywa Phillies obudziła się dopiero w samej końcówce, kiedy najpierw solo shota zaliczył rezerwowy Eric Bruntlett, a wynik spotkania w 9. in. ustalił Carlos Ruiz dobiegając do bazy domowej po błędzie w obronie miejscowych zawodników. W tym meczu zawiedli wszyscy liderzy Phillies, a ich cały zespół w obydwu finałowych spotkaniach wykorzystał tylko jedno na 28 podejść, kiedy biegacze byli w pozycjach punktowych.
Pierwsze dwa mecze World Series zostały rozegrane na boisku drużyny należącej do American League, a więc miotacze nie mieli swojej szansy na wsparcie kolegów z ataku. Wszystko to zmieni się w Philadelphii, gdzie przez trzy mecze pitcherzy obu drużyn muszą zagrać w ataku. Brett Myers, który w tenże sposób pomógł Phillies pokonać Dodgers w jednym z meczy finałowych National League, tym razem zagrał wyłącznie na górce i to nie najlepiej, bo w czasie 7.0 in. pozwolił na zdobycie czterech runów i zaliczył więcej walks niż strikeouts. Z kolei James Shields udowodnił, że jego przydomek Big James w pełni mu się należy. Miotacz Rays zagrał 5.2 inninga, nie oddając w tym czasie ani jednego ER, a poza tym zaliczając 4 SO. W piątek zawodnicy obu zespołów odpoczywają, aby w sobotę rozpocząć walkę w Philadelphii, gdzie zostaną rozegrane kolejne trzy spotkania.
World Series
Tampa Bay Rays - Philadelphia Phillies 4:2 (1:1)