Organizacja WBC uznała, że jeśli Witalij Kliczko pokona Juana Carlosa Gomeza, w kolejnej walce obowiązkowo skrzyżuje rękawice z Olegiem Maskajewem. Decyzja ta jest o tyle dziwna, że rok temu Rosjanin został znokautowany przez Samuela Petera, z kolei Nigeryjczyk stracił pas właśnie w starciu z Kliczko, które także skończyło się przed czasem.
Ukrainiec nie zamierza stawać naprzeciw Maskajewa, gdyż uważa go za przeciwnika nieodpowiedniego dla siebie i mało atrakcyjnego. - Mamy już przygotowany pozew sądowy, ponieważ w sposób oczywisty łamane jest tu prawo. Maskajew przegrał przez nokaut z Peterem i stracił tytuł mistrzowski. Z kolei ja wyraźnie pokonałem Petera. Wszystko jest jasne i logiczne - powiedział dla sportbox.ru Witalij Kliczko, cytowany przez serwis bokser.org.
Obecny mistrza świata WBC nie rozumie decyzji federacji. - Ta walka nie zainteresuje ani telewizji, ani fanów boksu. To może być kolejna opera mydlana. Dlaczego pięściarz, który przegrywa w sposób bezdyskusyjny przez nokaut, dostaje w tak krótkim czasie szansę ponownej walki o tytuł mistrza świata? - pyta.
Kliczko nie ma zbyt dobrego zdania o Maskajewie. - To bokser o przeciętnych perspektywach. Takich jak on - mających już tylko jeden cel: zarobić jak najwięcej pieniędzy - są w kategorii ciężkiej dziesiątki - stwierdził.
Ukraiński pięściarz uważa, że najbardziej odpowiednim rywalem dla niego byłby Nikołaj Wałujew - mistrz świata organizacji WBA, który niedawno w kontrowersyjnych okolicznościach wygrał z Evanderem Holyfieldem.
Problem Witalija Kliczko będzie jednak aktualny tylko pod warunkiem, że pokona on w sobotę Juana Carlosa Gomeza. Zadanie nie należy do łatwych, gdyż najbliższy przeciwnik Ukraińca legitymuje się kapitalnym bilansem. Pięściarz z Kuby stoczył na zawodowym ringu 46 walk. 44 z nich wygrał (35 przed czasem) i doznał tylko jednej porażki (z Yanqui Diazem). Jeden pojedynek z jego udziałem (z Oliverem McCallem) uznano natomiast za niebyły.