Decyzja o dyskwalifikacji zapadła w środę. Pierwsze ostrzeżenie Artur Pujszo dostał jednak w maju. Otrzymał wtedy pismo od Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Zarzucono mu wykrycie substancji zabronionej o nazwie Klomifen. To lek hormonalny, a jego stosowanie polega na blokowaniu efektów żeńskich hormonów płciowych, estrogenów. Jest to substancja, która łagodzi skutki uboczne stosowania dopingu wydolnościowego.
Od początku twierdził, że jest niewinny. Sportowiec wykupił prawo do przebywania podczas analizy próbki B. W piątek na swoim Facebooku wydał długie oświadczenie, w którym opisuje zarzuty względem laboratorium i komisji antydopingowej.
"Brak sterylności, niezakładanie rękawic ochronnych, wkładanie tych samych końcówek pipety do próbek skażonych i badanych, obecność innych otwartych i zamkniętych próbek (między innymi z wykrytym Klomifenem) na tym samym stole w bardzo bliskiej odległości mojej badanej próbki B, ponowne wykonywanie próbki A na tym samym stanowisku co próbka B, wynoszenie próbki do innych pomieszczeń bez mojej i pełnomocnika obecności" - to tylko niektóre z zarzutów opisanych przez Pujszo.
ZOBACZ WIDEO: Ekstremalny wyścig z udziałem Polaka. "Ścigając się nad Alpami, przekraczamy własne bariery" (WIDEO)
Pujszo to dżudoka walczący w najcięższej kategorii wagowej. Ma na swoim koncie wiele medali mistrzostw Polski. Walczył również w submission fighting. Nie dopuszcza do siebie wiadomości, że przez dwa lata nie będzie mógł walczyć. - Jak najbardziej dalej będę walczył o sprawiedliwość. Działanie komisji oceniam poniżej przeciętnej. Po pierwsze, nie jest to niezależna instytucja, ponieważ zarówno pracownicy laboratorium, komisji antydopingowej i panelu dyscyplinarnego, to dobrzy koledzy, czego nie ukrywają podczas rozpraw. Widać, że przyzwyczajeni są do płaszczenia się przed nimi i oczekiwania łask - żali się w rozmowie z WP SportoweFakty.
Do zarzutów w rozmowie z nami odniósł się Michał Rynkowski, Dyrektor Biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. - Zarzuty, które były rozpatrywane dotyczyły samego laboratorium. Zajęła się nim nasza komisja, zewnętrzni eksperci, jak również WADA. Światowa Agencja Antydopingowa została poinformowana o zarzutach, jakie są formułowane pod adresem laboratorium. Ani my jako komisja, ani WADA, ani niezależny ekspert nie dopatrzyliśmy się, że te zarzuty mają realne potwierdzenie czy silne podstawy - ocenił Rynkowski.
Pujszo domaga się unieważnienia wyniku badanej próbki B. - Wraz z moim pełnomocnikiem i bratem, który jest doktorem chemii, postawiliśmy sprawę jasno. Wykrycie substancji niedozwolonej to jakiś absurd i od początku do końca chcieliśmy to udowodnić. Na przestrzeni 14 miesięcy postępowania wykazaliśmy szereg odstępstw od międzynarodowych standardów wytyczonych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA). Potwierdzili to świadkowie z laboratorium, przez co wynik próbki B powinien zostać unieważniony - dodał Pujszo.
Wyrok, który zapadł, jest pierwszej instancji. Zawodnik ma prawo do wniesienia odwołania. - Pan Pujszo nie przedstawił dowodów, które w sposób jednoznaczny potwierdzałyby te zarzuty, które są formułowane w kierunku laboratorium - przyznał Rynkowski.
Pujszo nie szczędził negatywnych słów dotyczących pracy komisji. - Panel dyscyplinarny sam przyznał się do braku kompetencji oceny zarzutów z dokumentacji chemicznej, co według mnie przekreśla ich możliwie obiektywną ocenę sytuacji. Wynikiem tego było zlekceważenie bardzo poważnych zarzutów dotyczących dokumentacji analizy próbki B i wydanie kary banicji startowej na okres dwóch lat - przyznał sportowiec - powiedział Pujszo.
- Miałbym duże wątpliwości czy zarzuty formułowane w kierunku samej komisji czy panelu dyscyplinarnego brać na poważnie. Ta sprawa była bardzo dogłębnie przeanalizowana. Zawodnik miał bardzo szerokie prawo do składania zeznań, wniosków dowodowych. Wiem, że formułował zarzuty karne wobec laboratorium i te postępowania zostały umorzone, bo nie znaleziono formalnych podstaw, by prokuratura podjęła jakieś kroki. Tak samo pan Pujszo zgłaszał się do Rzecznika Praw Obywatelskich i kilku innych instytucji i nie kojarzę, by którakolwiek z nich dopatrzyła się jakiś nieprawidłowości ani po stronie komisji, ani laboratorium - zakończył dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.
Sprawa na pewno będzie miała ciąg dalszy. Pujszo robi wszystko, by oczyścić się z zarzutów i zwraca uwagę na niekompetencję komisji. Jak napisał na Facebooku, przychodziły do niego poufne pisma, które miały być skierowane do innych zawodników, w tym do "wybitnego polskiego sportowca - Konrada B."