Uśmiechnięty prezes Polskiego Związku Zapaśniczego Kłosek, trenerzy reprezentacji oraz medaliści ostatnich mistrzostw Europy, które zakończyły się w Wilnie, to widok, dawno nie oglądany. Tak jednak prezentowali się główni bohaterowie spotkania, podczas którego podsumowano start naszych zawodniczek i zawodników na zakończonych właśnie mistrzostwach Europy w zapasach.
- Bardzo się cieszę, że zapaśnicy wracają z mistrzostw z czterema, medalami. Myślę, że w ten sposób zrobiliśmy dobry początek w naszej drodze po medale olimpijskie w 2012 roku.. Jestem przekonany, że teraz przyjdą medale mistrzostw świata i zapasy znowu będą na ustach kibiców - mówił prezes Krzysztof Kłosek, dla którego cztery ostanie medale były pierwszymi w niedawno kadencji. - Pierwszymi, ale na pewni nie ostatnimi - żartował prezes, który przy okazji spotkania z medalistami ogłosił, że zapaśnicy zyskali nowego sponsora. Firma Sunset Suits przygotowała dla reprezentacji doskonale skrojone garnitury i żakiety dla pań.
W granatowo-szarym kostiumie i czerwonym krawacie najbardziej było do twarzy Agnieszce Wieszczek, która po raz kolejny przywiozła brązowy medal. - To nie prawda, że pokochałam brąz, ale jakoś tak wychodzi. Chciałam dojść do finału, lecz na przeszkodzie stanęła mi Bułgarka Stanka Zlatewa-Christowa. To chyba najlepsza zawodniczka w mojej wadze, ale i na nią znajdę sposób. Może już na mistrzostwach świata w Danii? - odgrażała się brązowa medalistka z Pekinu, która oprócz twarzowego żakietu demonstrowała na nodze…różowy plaster. - Oblepili mnie, bo mam naciągnięte ścięgno Achillesa. Nie chcę jednak zwalać na kontuzje mojej przegranej w półfinałowej walce z Bułgarką dodała Agnieszka Wieszczek.
- Jestem bardzo zadowolony ze startu dziewczyn, bo przygotowania do mistrzostw Europy potraktowaliśmy trochę ulgowo. Mimo to znowu klasę pokazała Monika Michalik, która od pięciu lat nie schodzi z podium zawodów mistrzowskich. Jedyny nieudany start zanotowała w Pekinie, ale teraz znów zdobyła złoty medal - chwalił mistrzynię Europy trener, Jan Godlewski. - Na pochwały zasłużyła zresztą cała siódemka dziewcząt. Dwa medale i trzecie miejsce w klasyfikacji drużynowej to naprawdę duży sukces - podkreślił trener.
Jeszcze lepiej spisali się mężczyźni, którzy z Wilna przywieźli dwa srebrne medale, a w klasyfikacji drużynowej zajęli drugie miejsce. - To dla mnie ogromna satysfakcja, bo ostatni medal zdobyliśmy przecież trzy lata temu. Srebrne krążki Mariusz Łosia i Edwarda Barsegjana bardzo cieszą, ale mam pewien niedosyt, bo była szansa na kolejne miejsca na podium - ocenił start klasyków na Litwie, trener Ryszard Wolny.
Jedną z przyczyn tak dobrego występu była zmiana zasad walki. - Mam nadzieję, że międzynarodowa federacja przestanie już "mieszać", bo czasami, nawet my, trenerzy, nie bardzo wiemy o co w tym wszystkim chodzi. Na mistrzostwach Europy wydłużono do półtorej minuty walkę w stójce i dopiero potem może być przymusowy parte. To dla nas bardzo korzystne, bo walka w parterze nigdy nam nie odpowiadała - tłumaczył trener kadry i byłby złoty medalista olimpijski z Atlanty.
- Kiedy doczekam się następców? Mam nadzieję, że w Londynie, ale może się okazać, że trzy lata to za mało, aby przygotować młodych zawodników do walki o złote medale. Niestety, wciąż kuleje szkolenie kadetów i juniorów, a później w imprezach seniorskich okazuje się, że mamy zawodników silnych, ale słabych technicznie. Liczę na to, ze wspólnie z nowym zarządem zmienimy tę sytuację - mówił Ryszard Wolny, który uważa, że nasi medaliści z Wilna powinni także walczyć o medale na mistrzostwach świata. - Już sześć lat czekamy na medal mistrzostw świata i mam nadzieję, że w tym roku go zdobędziemy - stwierdzili szkoleniowiec.