Początek starcia, do którego doszło podczas gali w Rzymie, był dość spokojny. Obaj pięściarze przejawiali sporą ostrożność i dokładnie osłaniali twarz, by nie narazić się na mocny cios rywala. "Diablo" sprawiał nieco lepsze wrażenie, bowiem od czasu do czasu udawało mu się trafić Giacobbe Fragomeniego.
W trzeciej rundzie nastąpiło pierwsze poważne ostrzeżenie ze strony Włocha. Obrońca pasa WBC wykorzystał moment rozluźnienia Krzysztofa Włodarczyka i wyprowadził kombinację ciosów lewy podbródkowy - prawy sierpowy. To sprowokowało Polaka do kontry i niedługo później doszło do prawdziwej wojny. Czwarta odsłona była niezwykle widowiskowa i obfitowała w ogromną ilość spięć.
Kolejne fragmenty przyniosły chwilową przewagę Włocha, a Włodarczyk znalazł się w kryzysie. "Diablo" przebudził się dopiero w siódmej rundzie, podczas której wyraźnie przyspieszył, co musiało zrobić wrażenie na sędziach.
Moment kulminacyjny sobotniej walki nastąpił w dziewiątym starciu. W okresie gdy znów lepiej spisywał się Fragomeni, Włodarczyk wykonał kapitalny lewy sierpowy i posłał rywala na deski. Gdy tylko Włoch wstał, Polak znów ruszył do ofensywy i raz jeszcze powalił go na matę. Tym razem jednak sędzia ringowy Ian John Lewis podjął kompletnie niezrozumiałą decyzję i nie liczył obrońcy pasa WBC. Miało to niemałe znaczenie, bowiem przy dwóch nokdaunach "Diablo" wygrałby rundę różnicą aż trzech punktów.
Ku niezadowoleniu polskich kibiców Włodarczyk nie potrafił wykorzystać poważnego kryzysu Włocha i, mimo szaleńczych ataków, zwłaszcza w ostatniej odsłonie, nie zdołał raz jeszcze posłać przeciwnika na deski. A było to raczej konieczne, jeśli pięściarz z Piaseczna myślał o zdobyciu tytułu mistrza świata. Przez większość rund pojedynek był bowiem niezwykle wyrównany, a w takiej sytuacji trudno liczyć na przychylność arbitrów, jeśli walczy się na terenie rywala.
Po gongu kończącym dwunastą starcie, Fragomeni był pewny zwycięstwa, jednak sędziowie punktowi nieco go zaskoczyli. W oczach Brytyjczyka Richarda Daviesa lepiej zaprezentował się Włodarczyk (116:112), zdaniem Francuza Robina Delpierre triumfować powinien Włoch (114:113), z kolei Fin Esa Lehtosaari punktował na remis (114:114). Taki werdykt oznacza, że gdyby arbiter ringowy Ian John Lewis liczył pięściarza z Półwyspu Apenińskiego po raz drugi (co bezdyskusyjnie powinien uczynić w dziewiątej rundzie), sędzia Delpierre na pewno nie orzekłby zwycięstwa Fragomeniego i "Diablo" wygrałby walkę niejednogłośnie na punkty.
Ostatecznie Polak musiał jednak zadowolić się remisem, a taki wynik powoduje, że tytuł mistrza świata federacji WBC w wadze junior ciężkiej pozostał w rękach niespełna 40-letniego Włocha.