Historia florecisty Jacka Gaworskiego to doskonały materiał na dreszczowiec - tyle, że w filmach, nawet jeśli nie ma happy endu, to na koniec wracamy do realnego życia. Jacek Gaworski ze swoimi problemami zdrowotnymi musi się mierzyć codziennie.
Wielokrotny mistrz Polski, medalista mistrzostw świata i Europy, paraolimpijczyk uprawia szermierkę od 11. roku życia. Był wielokrotnie mistrzem Polski we wszystkich kategoriach wiekowych indywidualnie i drużynowo, a także członkiem kadry narodowej i olimpijskiej. W 2004 roku z dnia na dzień stracił mowę, wzrok, władzę w rękach i czucie od pasa w dół. Zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane.
Dzięki terapii lekiem nowej generacji, którego finansowanie zapewnił sobie we własnym zakresie (dawka na 28 dni kosztowała wówczas 15 tys. zł) zaczął uprawiać szermierkę na wózkach. Powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami w przypadku Jacka Gaworskiego, to jakby usłyszeć chichot losu. W 2012 roku rozpoznano u niego nowotwór mnogi rdzenia. Gaworscy znów poruszyli niebo i ziemię by zawalczyć o życie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popis Huberta Hurkacza. Trafił idealnie
Operacji i leczenia podjęła się klinika za granicą. Poniesione wówczas koszty znowu były ogromne - ponad 80 tys. zł. Teraz każdy dzień jego życia ma konkretną cenę, dokładnie 5,5 tys. miesięcznie. Tyle kosztuje lek, dzięki któremu może żyć, uprawiać sport i marzyć o igrzyskach paraolimpijskich w Tokio (przełożonych na 2021 rok z powodu pandemii koronawirusa).
Jacek Gaworski założył zbiórkę. Celem jest zebranie 300 tys. złotych, które powinno starczyć na kolejne 54 miesiące życia, 4 lata, może nawet do igrzysk w Paryżu. Grupa "Polish Wings" chce mu pomóc w nagłośnieniu zbiórki.
- Jesteśmy szóstką ultra biegaczy w składzie Karolina Warchulska, Kristo Talarczyk, Piotr Błoński, Kazimierz Zawiślak, Zenon Olszak i ja. Drużynowo chcemy zrealizować wspólny cel, wygrać piekielnie trudny bieg przez pustynię Sahara, mierząc się przez 100 km trasy z koszmarną temperaturą na poziomie 45 stopni i wszechobecnym piachem - opowiada Dariusz Wojda, szef całego przedsięwzięcia.
- Przygotowaniami do biegu jak i udziałem w tej imprezie biegowej chcemy zwrócić uwagę na ciężko chorego sportowca - Jacka Gaworskiego. Przed nami arcytrudny cel: w komplecie dotrzeć na metę, co do tej pory drużynowo nikomu się nie udało. Cel Jacka jest jeszcze trudniejszy, bo stawką jest jego życie. A pieniądze niezbędne, aby je zachował. Walczymy wspólnie o Jego przyszłość i sportowe marzenia. Chcemy pokazać, że niemożliwe nie istnieje, że wiara i nadzieja dają siłę, której nikt nie może się przeciwstawić. Biegniemy po przyszłość Jacka - dodaje.
Szanse, by go zrealizować są całkiem spore - Wojda w 2019 jako pierwszy Polak wziął już udział w takim biegu. Przebiegł 100 km jednego dnia po pustyni Sahara i zajął 18. miejsce na 169 zawodników, z czego 51 nie ukończyło biegu ze względu na jego trudność. Nie brakuje mu sił i zaparcia, zresztą tak jak i Jackowi Gaworskiemu, który mimo dwóch bardzo poważnych chorób wciąż uprawia szermierkę, nie poddaje się i walczy. Srebrny medal zdobyty w drużynie w Brazylii podczas igrzysk w 2016 roku był jednym z najpiękniejszych dni w jego życiu - bo dla każdego sportowca olimpijskie podium to spełnienie marzeń.
W środowisku paraolimpijskich sportowców z niepełnosprawnościami zna go każdy i każdy chyli czoła przed jego hartem ducha. Jacek jest absolutnie wyjątkowym sportowcem - podkreśla Łukasz Szeliga, Prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.
- Walka w jego wydaniu to walka przez wielkie 'W' i ta na szermierczej planszy wydaje się o wiele prostsza. Dla mnie osobiście jest wzorem do naśladowania, przykładem na to, że nie istnieją żadne wymówki by uprawiać sport, że zawsze się da, że można, że sport też daje siłę. Cieszę się, że ktoś taki jest w paraolimpijskiej kadrze. Kiedy Dariusz Wojda zgłosił się do komitetu i powiedział, że grupa "Polish Wings" chce pobiec przez pustynię w szczytnym celu, od razu pomyśleliśmy o Jacku. Bardzo chcemy mu pomóc i będziemy nagłaśniać to przedsięwzięcie - dodaje
Sam zainteresowany nie krył wzruszenia i zaskoczenia z planowanego przedsięwzięcia. Fakt, że mógłby pozyskać środki finansowe na leczenie to dla niego w sensie dosłownym, sprawa życia i śmierci. - Jestem pod wrażeniem, niesamowici ludzie, wielki wyczyn. W pierwszej chwili aż mi dech zaparło - przyznaje Jacek Gaworski.
- Jak można biec przez Saharę, przebiec w piachu 100 km i to jeszcze dla kogoś? Tak sobie myślę, że sami będą potrzebować pomocy jak ukończą ten bieg. Ale wtedy dla nich i dla mnie niemożliwe stanie się możliwe. Zacznę myśleć nie tylko o Tokio, ale i o Paryżu.