- Nie dość, że jesteśmy najbardziej śmierdzącym w regionie miastem z powodu smogu, to jeszcze teraz tnie się pieniądze na sport. Co te dzieci mają robić? Nie ma SKS-ów w szkołach, zrezygnowano z wyjazdów na baseny w ramach WF-u. Dzieci mają siedzieć przed komputerami? - pyta retorycznie Jacek Błaszczyk, trener żeglarzy Towarzystwa Sportowego Kuźnia Rybnik.
Miasto Rybnik planuje właśnie budżet na rok 2021. Nie ma w nim ani złotówki na granty dla klubów sportowych. Dlatego prezesi są wściekli. Mieszkańcy zresztą też. Od kilku dni ustawiają na Facebooku jako zdjęcie profilowe zdechłą rybę z napisem "Rybnik - strefa wolna od sportu". Wybór nieprzypadkowy, bo w herbie Rybnika widnieje szczupak.
Rybnik - strefa wolna od sportu
Rybnik w projekcie budżetu na rok 2021 przewidział wzrost wydatków o 32 mln zł - do poziomu prawie 895 mln zł. Równocześnie władze miasta podtrzymały wcześniejsze zdanie - kluby i stowarzyszenia sportowe nie dostaną ani złotówki. Tłumaczą to wzrostem innych zobowiązań. W urzędzie miasta muszą znaleźć pieniądze w związku z wyższą pensją minimalną czy podwyżkami w oświacie, a do tego wszystkiego trwa jeszcze pandemia koronawirusa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalne uderzenie na polu golfowym. Nagranie jest hitem
Rozzłoszczony decyzjami władz miasta jest m.in. Tomasz Kieczka, prezes żeńskiego TS ROW Rybnik. W tym roku budżet jego klubu wyniósł 600 tys. zł, z czego 200 tys. zł pochodziło ze środków miejskich. - Ze strony prezydenta słyszę, że kluby to "nasze hobby i nasz problem" - mówi Kieczka.
- Wśród miast o zaludnieniu na poziomie 100-250 tys. mieszkańców Rybnik teraz walczy z Częstochową o przedostatnie miejsce, jeśli chodzi o wsparcie sportu. Jesteśmy pod tym względem prowincją - dodaje.
Kieczka zakładał, że z powodu pandemii koronawirusa jego klub dostanie mniej środków z budżetu i m.in. dlatego TS ROW wycofał się z rywalizacji w sezonie halowym. Nie zakładał jednak, że nie otrzyma ani złotówki. - Skoro to jest "moje hobby", to mam zrezygnować ze szkolenia? Przecież szkolenie dziewczynek ma sens, jeśli to jest odpowiedni proces prowadzony przez lata. Gdyby wszyscy tak podchodzili do sprawy, to w ogóle nie byłoby sportu seniorskiego - tłumaczy.
Prezes TS ROW przywołuje też liczby z innych miast - Tychy na same granty dla klubów sportowych wydają 25 mln zł, Gliwice - 19 mln zł, Koszalin - 6,9 mln zł. - A my w Rybniku mieliśmy ostatnio 3,25 mln zł - przypomina.
Rybnicki magistrat odbija piłeczkę
- Wiem, że jest duże niezadowolenie wśród działaczy sportowych. Rozumiem je. Powstało takie ogólne wrażenie, że Rybnik odciął sport. Tak nie jest, kluby dalej działają. Zaplanowaliśmy w budżecie 20 mln zł na miejskie ośrodki sportu i rekreacji. Nie ma za to pieniędzy na granty finansowe - tłumaczy Agnieszka Skupień, rzecznik Urzędu Miasta Rybnik.
W magistracie tłumaczą, że miasto mocno dotknęła nie tylko pandemia koronawirusa, ale też decyzja Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten nakazał zwrócić kopalniom podatek, jaki był pobierany od eksploatowania wyrobisk górniczych.
- Mowa o 60 mln zł, jakie zostały pobrane w latach 2011-2012 przez poprzedniego prezydenta. Proces sądowy jeszcze się nie skończył, bo miasto się odwołało, ale oddaliśmy tę kwotę do depozytu, by nie płacić od niej odsetek. Może te środki jeszcze do nas wrócą, jeśli decyzja kolejnego sądu będzie inna - dodaje Skupień.
Rzecznik urzędu miejskiego mówi też o coraz wyższych kosztach, jakie na samorządy spadają w związku z decyzjami rządu. Tylko do oświaty w roku 2021 miasto musi dopłacić 56,6 mln zł. Podwyżka pensji minimalnej to 2,8 mln zł, wprowadzenie pracowniczych planów kapitałowych - 4,2 mln zł. Skutki COVID-19 szacowane są na 25 mln zł.
- Nas nie stać na to, by dotować w tej chwili sport. Proszę mi wierzyć, że żaden prezydent nie chce czegoś takiego ogłaszać. Być może uda się coś przekazać klubom, one same wskazują, skąd można przenieść środki. Likwidujemy w tej chwili 149 miejskich etatów, rezygnujemy z pomocy przedszkolnej. A wprowadzony jakiś czas temu dodatek motywacyjny dla nauczycieli teraz będzie musiał wynosić tylko 1 zł - zdradza rzecznik rybnickiego urzędu.
Skupień zwraca też uwagę, że w wielu innych miastach kluby sportowe muszą płacić miastu za dzierżawę obiektów. W Rybniku jest inaczej. - U nas dostają je za symboliczną złotówkę - dodaje.
Na końcu za wszystko zapłacą rodzice
Mimo szeregu argumentów nie ma w Polsce drugiego miasta, które w budżecie na rok 2021 nie zaplanowałoby ani złotówki na sport. Cięcia są powszechne, bo trwa pandemia koronawirusa, ale nie do poziomu zerowego.
- Nie wiem, skąd taki pomysł. On się może rodzić tylko w głowach ludzi, którzy nie wiedzą, czym jest sport - irytuje się Jacek Błaszczyk, trener żeglarskiego TS Kuźnia Rybnik. - Jakby tego było mało, ostatnio prezydent powiedział, że nie widział podczas treningów zadowolonych dzieci, a jedynie prezesów - komentuje.
Jak tłumaczy Błaszczyk, w przypadku żeglarstwa środki z miasta to tylko część budżetu. Spore koszty ponoszą też rodzice: kupują łódki. Jedna może kosztować nawet 30 tys. zł, nieco mniejsza z klasy optimist - 15 tys. zł.
- Na dodatek my dzierżawimy teren na Zalewie Rybnickim od fundacji PGE. Płacimy za wywóz śmieci, zużytą energię i tak dalej. Nie dostajemy obiektu za złotówkę - prostuje Błaszczyk, którego sekcja żeglarska w roku 2020 mogła liczyć na 140 tys. zł z miejskiego budżetu. Była przy tym rekordowo wysoka, bo zdarzały się lata, gdy pieniędzy z miasta nie było w ogóle albo granty wynosiły ledwie kilka tysięcy.
Trener TS Kuźni zwraca uwagę, że osoby trenujące żeglarstwo w Rybniku mają znacznie trudniej niż rywale znad morza. - Kluby na północy działają prężniej, bo mają lepsze warunki. Żeglarstwo jest drogie. Transport, logistyka - to wszystko kosztuje. Tygodniowe zgrupowanie 6-osobowej grupy na północy kraju kosztuje 15 tys. zł. Za każdym razem na taki obóz musimy pokonać 600 km, to też są koszty - wylicza.
Chociaż Rybnik leży na Górnym Śląsku i nie ma idealnych warunków do uprawiania żeglarstwa, to zawodnicy TS Kuźni powoływani są do kadry Polski. Prężnie działający klub ściąga też innych entuzjastów z regionu, bo nie każde miasto na południu ma do dyspozycji tak okazały zalew.
- Dlatego obserwujemy teraz spontaniczne poruszenie środowiska sportowego w Rybniku. Nie rozumiem, dlaczego oszczędności szuka się tylko na sporcie. Niecałe 4 mln zł, jakie były w zeszłorocznym budżecie, to jest mało na tle innych miast. To nawet nie jest 0,5 proc. wydatków Rybnika - podsumowuje Błaszczyk.
Prezesi klubów sportowych zapowiadają, że jeśli nie otrzymają grantów z miasta, to koszty szkolenia trzeba będzie przerzucić na rodziców. Wtedy część z nich zapewne zrezygnuje z wysyłania pociech na treningi, a Rybnik z czasem zacznie wydawać środki na to, by walczyć chociażby ze skutkami otyłości u dzieci.
Czytaj także:
Kilka wyzwań przed Robertem Kubicą
Robert Kubica znów wyróżniony