Ma 700 hektarów gospodarstwa. Tak mówi o napływie produktów z Ukrainy

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Czesław Lang
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Czesław Lang

- Rolnicy walczą teraz nie tylko o siebie, ale także przyszłość kraju. Sam odczułem skutki ostatnich problemów. W magazynach zalegają produkty warte kilkadziesiąt tysięcy złotych - mówi legenda polskiego kolarstwa Czesław Lang.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Od 2006 roku posiada pan na Kaszubach spore gospodarstwo rolne o powierzchni 700 hektarów. Nie korciło, by wsiąść na traktor i przyjechać teraz do Warszawy na protesty?

Czesław Lang, wicemistrz olimpijski w kolarstwie z Moskwy z 1980 roku: Na własnej skórze odczuwam problemy, więc nie dziwię się, że rolnicy protestują i bardzo wspieram tę akcję. Nie uczestniczę w strajku, ale widzę siłę tych protestów i cieszę się z racjonalnych wypowiedzi premiera Tuska. Widzę, że rządzący zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Trzeba coś zmienić, bo robi się naprawdę kiepsko.

Nie wszyscy rozumieją ten strajk i popierają tak ostrą jego formę. Pana zdaniem aż tak radykalne metody są niezbędne?

Większość polskich rolników została z produktami z ubiegłego roku. Nie sprzedali ich, a teraz nie mają pieniędzy na zasiewy i orki. Kto nie był rolnikiem, tego nie zrozumie. Nie ma co się denerwować na rolników. Sytuacja naprawdę jest dramatyczna, a oni walczą nie tylko o siebie, ale także o przyszłość kraju. Możemy się zbroić na potęgę, ale jeśli nie będziemy samowystarczalni pod względem płodów rolnych, to w kraju nigdy nie będzie dobrze.

Największym problemem jest napływ tańszych towarów ze Wschodu oraz wprowadzone regulacje związane z Zielonym Ładem. Pana też to dotknęło?

Najgorzej, jak za sprawy biorą się urzędnicy, którzy być może nigdy nie byli na wsi i zaczynają mówić rolnikom, co mają robić. Osobiście prowadzę ekologiczne gospodarstwo, więc jeszcze mocniej doświadczyłem wszystkich złych skutków ostatnich zmian. Bez pomocy chemicznych środków jest trudniej wyhodować plony, przez co moje zbiory są uboższe niż w przypadku tradycyjnych gospodarstw. Z jednego hektara zbieram średnio dwie tony zboża, a przy konwencjonalnych metodach uzyskuje się przynajmniej sześć ton. Dodatkowo ekologiczne uprawy nie są jeszcze powszechnie doceniane w Polsce.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: młody Messi bohaterem. Zobacz jego bramkę

Nawet pan rywalizuje z produktami z Ukrainy?

Świadomość konsumentów jest jeszcze niska i pewnie musi upłynąć sporo czasu, zanim ludzie przekonają się do produktów ekologicznych. Moje zboże nie jest nawet dużo droższe od tradycyjnego, ale jednak ludzie wciąż nie ufają. Nie mam wątpliwości, że napływ zboża miał wpływ na moją sytuację.

Jaki dokładnie problem ma pana gospodarstwo?

W naszych magazynach zostało mnóstwo zboża, gryki. Nie liczyłem tego bardzo dokładnie, ale szacuję, że wartość tych produktów to przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zostałem z tym wszystkim i nie wiem, czy w ogóle uda się to sprzedać. Pieniędzy brakuje, bo przecież już trzeba myśleć o nowych zbiorach i wydawać kasę na zasiewy, nawozy, rekultywację ziemi. Do ciągników trzeba kupić paliwo. To olbrzymie koszty, dlatego część rolników musi brać kredyty, by w ogóle funkcjonować. Nie powinno to tak wyglądać.

Ile zarabia pan na rolnictwie?

Jeśli jest dobry rok, to faktycznie da się wyjść na tym interesie na plus. Znacznie częściej martwię się jednak, by rok wyszedł po prostu na zero. Opłacalność takiego biznesu naprawdę jest minimalna. To nie jest tak, że rolnicy są milionerami. Ratują nas dopłaty, bo dzięki temu można coś zrobić na polu i zainwestować w sprzęt. Każdy z nas ma jednak satysfakcję, że dba o naturę. Ja uprawiam regularnie 200 hektarów ziemi, ale naprawdę trudno na tym cokolwiek zarobić.

Prowadzi pan gospodarstwo ekologiczne. Co to dokładnie oznacza?

Nie dodaję do ziemi żadnych chemicznych nawozów. W ciągu roku muszę przejść przynajmniej kilka bardzo szczegółowych kontroli. Kontrolerzy sprawdzają, czy nie dosypuję do ziemi sztucznych nawozów, w tym celu pobierane są próbki ziemi. To nie jest ściema. Sam od kilku lat jestem weganinem i mam satysfakcję, że produkuję coś wartościowego. Zresztą nawet podczas Tour de Pologne widzę zmieniającą się filozofię. Dziś każdy profesjonalny team wozi ze sobą kucharzy, a kolarze jedzą specjalne menu z najlepszych produktów. Teraz to właśnie w zdrowym i ekologicznym jedzeniu szuka się przewagi nad rywalami.

Jest pan człowiekiem sukcesu, mógłby spokojnie odpoczywać w najpiękniejszych zakątkach ziemi, a pan wybrał życie rolnika na kaszubskiej wsi. Dlaczego?

Wychowałem się na wsi, a mój ociec był kierownikiem PGR. Już od najmłodszych lat miałem więc swoje obowiązki jak praca w stajni, czyszczenie kurników czy chlewika. Z czasem zajmowałem się pracą przy sianokosach, wykopkach. Tak spędziłem całe swoje dzieciństwo. Tak nauczyłem się ciężkiej pracy, ale także pokory. W rolnictwie nie wszystko zależy od ciebie i wszystko może iść świetnie, a potem przytrafi się miesiąc suszy i robi się problem. Ile to razy przy żniwach zdarzały się ciągłe opady deszczu. Pamiętam, że jako dziecko obiecywałem, że nigdy nie wrócę do pracy na roli, ale jednak z czasem zatęskniłem za tym życiem.

Ma pan jakiś pomysł, jak wybrnąć z obecnej sytuacji w rolnictwie?

Natury nie da się oszukać, więc trzeba pomyśleć nad wprowadzeniem mądrych uregulowań, które dadzą rolnikom nieco większą swobodę w podejmowaniu decyzji na podstawie własnego doświadczenia. Z całym szacunkiem do urzędników, ale to rolnik najlepiej zna swoje gospodarstwo. Nie da się ustandaryzować całego europejskiego rolnictwa, bo przecież inaczej o swoją ziemię dbają Hiszpanie, a inaczej Polacy czy Niemcy.

Ma pan żal do społeczeństwa, że praca rolników nie jest doceniana aż tak bardzo jak kiedyś?

Ludzie w dużych miastach stracili wrażliwość i nie rozumieją tego, co się dzieje. Dzieci w wielkich miastach kojarzą przecież, że mleko po prostu jest na półkach w sklepie. Niektóre być może nie wiedzą nawet, że przecież musi być pole, krowa, ktoś musi o to wszystko codziennie dbać i pielęgnować. Zresztą to problem nie tylko wielkich miast, bo nawet na mojej wsi spotykam się z dziwnymi spojrzeniami, gdy dosiadam konia. Ludzie patrzą na mnie co najmniej, jakbym jechał na słoniu.

A może jednak powinniśmy odpuścić i zacząć bez limitu przyjmować tańsze produkty rolne ze Wschodu?

Gdyby nie było produkcji rolnej, a my bylibyśmy uzależnieni od importu towarów, to nagle poczulibyśmy wzrost cen i problem byłby jeszcze większy niż teraz. Dopiero wtedy do ludzi dotarłoby, jak ważną pracę wykonują rolnicy. To oni nas karmią. Należy im się wielki szacunek, bo to jest bardzo trudna praca, w której liczy się duża wiedza, a rocznie trzeba podejmować wiele kluczowych decyzji.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Poseł debiutant bez ogródek: Bezczelności, tupetu i agresji jest w sejmie bardzo dużo
Polski mistrz odnaleziony. "Zbliżałem się do Boga"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty