Wielkimi krokami dobiega końca włoski klasyk, czyli Giro d'Italia. Na piątek, 24 maja zaplanowano bowiem już 19. etap. W nim zawodnicy mieli do przejechania łącznie 157 kilometrów za sprawą trasy od Mortegliano do Sappady, w której nie zabrakło podjazdów.
Podczas tego etapu na końcowy sukces mogli liczyć uciekinierzy. Jako, że była to dla nich praktycznie ostatnia taka okazja, bardzo szybko peletonowi raz po raz odjeżdżał jeden z zawodników.
Po blisko 30 kilometrach z przodu uformowała się sześcioosobowa grupa. Niewiele brakowało, by z walki o końcowy triumf wypisał się Julian Alaphilippe, ale ten ostatecznie utrzymał się na rowerze. Tyle szczęścia nie miał Jhonatan Narvaez.
ZOBACZ WIDEO: Śmierć zajrzała w oczy Świderskiemu. "Mogliby mnie nie odratować"
Peleton nie był w stanie dogonić ucieczki, którą stworzyły dwie grupy zawodników z przodu stawki. Wówczas najwięcej zimnej krwi zachował Andrea Vendrame, ponieważ Włoch z ekipy ruszył do ataku tak, że nikt go nie przeskoczył.
Tym samym doszło do sensacyjnego zwycięstwa w tegorocznym klasyku. W końcu nikt nie spodziewał się, że etap padnie łupem takiego kolarza. Vendrame po raz drugi w karierze cieszył się z wygranego odcinka.
W klasyfikacji generalnej nie zmieniło się nic. Dalej na prowadzeniu jest Tadej Pogacar i Słoweniec jest na bardzo dobrej drodze, by stać się numerem 1. W końcu tylko kataklizm może sprawić, że dojdzie do zmiany na pozycji lidera włoskiego wyścigu. W końcu ma on sporą przewagę nad resztą stawki.
Zmagania etapowe na wysokiej, 20. pozycji ukończył Rafał Majka, należący do zespołu Pogacara. Tym samym w "generalce" plasuje się na 16. lokacie. Z kolei Stanisław Aniołkowski tym razem poradził sobie gorzej i wjechał na metę jako 133. kolarz.