Tour de France: Na starcie mamy jednego Polaka. "To i tak dobrze, jeśli spojrzymy na Włochów"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Dario Belingheri / Michał Kwiatkowski
Getty Images / Dario Belingheri / Michał Kwiatkowski
zdjęcie autora artykułu

W sobotę rusza 111. edycja Tour de France. Alpy już na dzień dobry i brak finiszu na Polach Elizejskich. Swoimi spostrzeżeniami na temat trasy, faworytów i polskich akcentów przed startem Wielkiej Pętli dzieli się z nami Adam Probosz.

W cieniu rozgrywanych meczów Euro 2024 i przygotowań Paryża do początku Letnich Igrzysk Olimpijskich peleton z najmocniejszymi kolarzami na świecie wyruszy z Florencji. To właśnie we Włoszech postanowiono zorganizować Grand Depart i poprowadzić pierwsze trzy etapy na Półwyspie Apenińskim. Start wielkiego touru poza granicami gospodarza imprezy to w ostatnim czasie stały trend towarzyszący trzytygodniówkom. Przed rokiem pierwsze kilometry Wielkiej Pętli kolarze pokonali w Kraju Basków, a przed dwoma laty w Kopenhadze. Już wiadomo, że edycja z 2026 roku wystartuje w Barcelonie. Czy możemy zatem liczyć na to, że któregoś dnia Tour de France przyjedzie również do Polski? Na ten moment się na to nie zanosi, ale kto wie?

Start z przytupem Tegoroczny wyścig zostanie zainaugurowany z przytupem, bo już pierwszego dnia rywalizacji kolarze będą mieli do pokonania 206 kilometrów z Florencji do Rimini i łącznie aż 3600 metrów przewyższenia. Jakby tego było mało, na 4. etapie kolarze wjadą w Alpy i to nie byle jakie. Treściwy 140-kilometrowy odcinek wyniesie kolarzy na wysokość ponad 2600 m.n.p.m. Po wymagającym początku przyjdzie czas na kilka płaskich etapów i pierwszą z dwóch czasówek. W wysokie góry peleton wjedzie ponownie pod koniec drugiego tygodnia. Najcięższe etapy jak zwykle przypadną na ostatnie dni Wielkiej Pętli, ale wiele wskazuje na to, że zwycięzcę wyłoni dopiero ostatni odcinek - etap jazdy indywidualnej na czas z Monako do Nicei. Górzysty profil niespełna 34-kilometrowej czasówki zwiastuje emocje do samej kreski. Łącznie kolarze pokonają 3498 kilometrów. Ze względu na zbliżający się wielkimi krokami początek Letnich Igrzysk Olimpijskich peleton tym razem nie zafiniszuje na Polach Elizejskich.

- Ja myślę, że trasa nie jest ekstremalnie trudna, tak patrząc na przekrój całych trzech tygodni. Zaczyna się bardzo ciekawie, bo dzięki takiemu przewyższeniu już na pierwszym etapie może się coś zadziać. Przez to, że ona właśnie nie jest ekstremalnie trudna, to wydaje mi się, że ta walka będzie ciekawsza, bo nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie można zdobywać dużą przewagę nad rywalami, więc moim zdaniem ci kolarze liczący się w generalce będą walczyli o sekundy, gdzie się da. Zwłaszcza że kończy się wszystko czasówką, na której też jeszcze można coś zmienić - mówi w rozmowie z WP Sportowe Fakty Adam Probosz.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Aryna Sabalenka wróciła do treningów. Czas na trawę

Czterech muszkieterów Na papierze tegoroczna edycja zapowiada się na jedną z najciekawszych od lat, ponieważ po raz pierwszy w wielkim tourze zmierzą się między sobą najbardziej utytułowani kolarze ostatnich sezonów: Słoweniec Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), Duńczyk Jonas Vingegaard (Visma-Lease a Bike), Belg Remco Evenepoel (Soudal Quick-Step) oraz drugi ze Słoweńców Primoz Roglic (Red Bull - Bora - Hansgrohe). Z wymienionej czwórki największe szanse na sukces ma Pogacar, który przed miesiącem zmiażdżył konkurencję podczas Giro d'Italia, wygrywając klasyfikację generalną z przewagą prawie 10 minut nad drugim zawodnikiem, a do tego dorzucił aż 6 zwycięstw etapowych. Lider ekipy UAE Team Emirates chce w jednym sezonie wygrać Giro d'Italia oraz Tour de France i znaleźć się w elitarnym gronie 7 kolarzy w historii, którym udała się ta sztuka. Po raz ostatni dokonał tego Marco Pantani w 1998 roku. 26 lat później Słoweniec jest już w połowie drogi do sukcesu.

- Stawiam na Pogacara, ale to nie jest już takie stawianie jak przed Giro d'Italia. Wtedy od początku uważałem, że wygra, bo po prostu nie miał konkurencji, ale we Francji już ma - zauważa komentator Eurosportu.

Pogacar ma w swoim dorobku 2 wygrane wyścigi Tour de France, ale dwie ostatnie edycje kończył za plecami Jonasa Vingegaarda. Duńczyk potrafił znaleźć słabe punkty swojego rywala, który nierozsądnie gospodarował siłami, a nade wszystko nie miał tak dobrego zespołu jak Visma-Lease Bike. Znakomita taktyka holenderskiej drużyny oraz niezastąpieni pomocnicy, tacy jak Belg Wout Van Aert czy Amerykanin Sepp Kuss, wnieśli bardzo duży wkład w sukcesy Vingegaarda. W tym sezonie ponownie mieliśmy oglądać pasjonujący pojedynek Tadeja z Jonasem, jednak fatalna kraksa na Wyścigu dookoła Kraju Basków postawiła występ Duńczyka we Francji pod znakiem zapytania. Obrońca tytułu złamał obojczyk, kilka żeber oraz doznał odmy płucnej (uszkodzenie płuca). Vingegaard po długiej rekonwalescencji udał się końcem maja na obóz wysokogórski w Alpach, aby budować formę przed Wielką Pętlą.

- Moim zdaniem 4 miesiące przerwy od ścigania to zbyt dużo. Wydaje mi się trochę niemożliwe, aby on doszedł do swojej maksymalnej formy. Jazda z pełną wydolnością na wysokości 2500-2600 m.n.p.m. może być dla niego trudnym zadaniem. Gdyby był w swojej optymalnej formie, to znów mielibyśmy duet dwóch równych sobie rywali, ale jednak ta przerwa może sprawić, że tak się nie stanie - twierdzi Adam Probosz.

Rachunki do wyrównania z Tour de France ma Primoz Roglic, dla którego może być to już jedna z ostatnich szans na wygranie Wielkiej Pętli. 34-latek do dziś rozpamiętuje etap jazdy indywidualnej na czas z 2020 roku, kiedy to koszulkę lidera wyrwał mu z rąk jego rodak Tadej Pogacar. Były skoczek narciarski postanowił ostatnie lata swojej kariery poświęcić jednemu celowi - zwycięstwu w Tour de France. Aby ponownie stać się nominalnym liderem zespołu na Wielką Pętlę, zamienił barwy Visma-Lease Bike na Red Bull - Bora Hansgrohe. W czerwcu triumfował w etapówce Criterium du Dauphine. Wydaje się jednak, że może być to za mało na będącego w sile wieku Pogacara.

Z punktu widzenia debiutanta Tour de France rozpocznie za to Remco Evenepoel. Zwycięzca Vuelta a Espana i mistrz świata z 2022 roku przyjeżdża do Francji w roli tego, który może namieszać. Jednak widoczne u 24-latka problemy w radzeniu sobie z presją i błędy taktyczne popełniane przez jego zespół mogą mu przeszkodzić w walce o zwycięstwo we Francji, gdzie presja oczekiwań jest bardzo wysoka.

- Myślę, że Roglic rzuci rękawicę Pogacarowi i możemy mieć walkę dwóch Słoweńców. O ile Roglica nie dopadnie pech na samym początku wyścigu, bo ten w ostatnich latach mocno go prześladował. Jeśli chodzi o Evenepoela, to według mnie może mieć kłopoty na stromych podjazdach. Na jego korzyść przemawiają czasówki, w których jest specjalistą. Pamiętam, że nie wierzyłem, że uda mu się wygrać Vueltę, ale wygrał, więc go nie skreślam - przyznaje Probosz.

Spośród kolarzy, którzy najprawdopodobniej będą rywalizować o dalsze lokaty, warto wspomnieć o Richardzie Carapazie (EF Education -EasyPost). Ekwadorczyk jest podrażniony faktem, że nie znalazł się w kadrze Ekwadoru na igrzyska i nie będzie mógł bronić tytułu z Tokio. W ubiegłym roku kraksa wyeliminowała go z rywalizacji na pierwszym etapie, choć zapowiadał walkę o najwyższe cele. Miejmy nadzieję, że tym razem będzie miał więcej szczęścia i zdoła namieszać w czołówce.

Polski rodzynek i kłopoty Włochów Jedynym reprezentantem Polski podczas Tour de France będzie Michał Kwiatkowski. Będzie to już 10. start "Kwiato" w Wielkiej Pętli. Kolarz Ineos-Grenadiers przyjeżdża do Francji z podobnymi planami co w ubiegłym sezonie. Jak pamiętamy, Kwiatkowski odniósł wspaniałe zwycięstwo etapowe na szczycie Grand Colombier, pokazując, że wysokie góry wcale nie są mu straszne. Patrząc na skład brytyjskiej ekipy, można przypuszczać, że Polak otrzyma wolną rękę na kilku etapach.

- Michał zawsze jest dobrze przygotowany do Tour de France. Zwróćmy uwagę, że to już weteran i pojedzie w tym wyścigu po raz 10. Bardzo liczę na zwycięstwo etapowe, ponieważ ekipa Ineos-Grenadiers nie ma kolarzy, którzy mogliby walczyć o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Thomas Pidcock, Geraint Thomas czy Carlos Rodriguez to zawodnicy, którzy mogą zakręcić się w czołowej piątce wyścigu, ale nic więcej, dlatego myślę, że Michał dostanie swoją szansę – twierdzi ekspert.

W Wielkiej Pętli tym razem nie zobaczymy Rafała Majki, którego oglądaliśmy na trasie Giro d'Italia. Majka we Włoszech spisał się świetnie jako pomocnik Tadeja Pogacara i otrzymał nawet wyróżnienie z tego tytułu. Drużyna UAE Team Emirates wysyła do Francji jednak odmieniony skład, złożony z zawodników, którzy we Włoszech nie wspierali swojego lidera, dlatego popularny „Zgred" tym razem w lipcu odpoczywa.

Zdaniem Adama Probosza prawdą jest, że chcielibyśmy oglądać więcej naszych reprezentantów podczas Tour de France, ale przynajmniej mamy w wyścigu przedstawiciela, który jest w stanie sięgnąć po etapowy skalp. Dla porównania Włochy – kraj słynący z kolarskich tradycji – będzie miał w wyścigu tylko 8 kolarzy, spośród których tylko Alberto Betiiol i Gulio Ciccone są w stanie  zaznaczyć swoją obecność w tej imprezie. - Już przyzwyczailiśmy się do tego, że mamy zwykle jednego lub dwóch Polaków w Tour de France. To i tak dobrze, jeśli spojrzymy na Włochów. Taka nacja i tylko 8 zawodników na starcie. To bardzo duże zaskoczenie. Wynika to ze słabości włoskiego kolarstwa. Nie mają swojej drużyny w World Tourze ani kolarza, który wygrywałby wielkie toury. Ten wyścig rozpoczyna się we Włoszech, więc chcieliby się dobrze pokazać, ale będzie o to trudno - zauważa komentator Eurosportu. Ostatni taniec Wśród sprinterów możemy spodziewać się dominacji Jaspera Philipsena, który bronił będzie zielonej koszulki klasyfikacji punktowej. Większe zainteresowanie wzbudza jednak pożegnalny start Marka Cavendisha. Zwycięzca 34 etapów na Wielkiej Pętli chciałby dołożyć do swojego dorobku jeszcze jedno zwycięstwo i wyprzedzić w klasyfikacji wszechczasów Eddy’ego Merxcksa, z którym dzieli najwyższą liczbę etapowych triumfów. W zeszłym roku Cavendishovi nie udała się ta sztuka, dlatego postanowił wystartować w Tour de France jeszcze raz. Czy dopnie swego? Szanse na pewno są. Wirus znowu straszy Wydawało się, że temat maseczek i testów na koronowirusa opuścił już peleton na dobre. Tak jednak nie jest, bowiem w ostatnich dniach z powodu infekcji z listy startowej skreślony został Sepp Kuss – triumfator ubiegłorocznego Vuelta a Espana oraz zwycięzca Giro d’Italia z 2020 roku Tao Geoghegan-Hart. Co więcej Tadej Pogacar zdradził na konferencji prasowej, że niedawno przeszedł koronawirusa w sposób łagodny. Strach przed ewentualnym zakażeniem sprawił, że część kolarzy w czwartkowej prezentacji ekip wzięła udział się w maseczkach. Miejmy nadzieję, że sytuację uda się opanować i wirus nie będzie rozdawał kart, tak jak miało to miejsce w poprzednich sezonach.

Po Tour de France część kolarzy pozostanie w kraju nad Loarą, aby wziąć udział w jeździe indywidualnej na czas oraz wyścigu ze startu wspólnego w ramach XXXIII Letnich Igrzysk Olimpijskich.

Zobacz też: Rusza 111. edycja Tour de France - Grupa InPost oficjalnym partnerem wyścigu Dopuścili go do igrzysk, a Rosjanin odmówił. Wiadomo dlaczego

Źródło artykułu: WP SportoweFakty