W piątek w ramach 12. etapu Tour de France kolarze mieli do pokonania 165-kilometrową trasę. Przed startem doszło jednak do serii wycofań. Najpierw zdecydowali się na to Primoz Roglic i Jesus Herrada, a krótko po starcie z jazdy zrezygnował Juan Ayuso, który tak samo, jak Słoweniec zajmował miejsce w czołowej dziesiątce.
Praktycznie od samego początku rywalizacji kolarze próbowali oderwać się od peletonu. Ostatecznie uformowała się 21-osobowa grupa, która była w stanie zbudować sobie przewagę. Znaleźli się w niej między innymi Michał Kwiatkowski, Mathieu van der Poel, Jonas Abrahamsen czy Adam Yates.
Na 140 kilometrów przed końcem wspomniana grupa miała 40 sekund przewagi nad resztą. Wówczas ruszyć za nią postanowiły wielkie nazwiska - Tadej Pogacar, Remco Evenepoel, Jonas Vingegaard czy Joao Almeida. Jednak po krótkim czasie akcja liderów dobiegła końca, ponieważ zostali złapani przez peleton.
ZOBACZ WIDEO: Byliśmy na kebabie u Podolskiego. Tyle zapłaciliśmy
Z kolei na 95 km przed końcem etapu zaczęło się dziać w czołówce. Na przyspieszenie zdecydował się Magnus Cort, a doskoczyli do niego Julien Bernard, Kwiatkowski oraz Romain Gregoire. Grupie tej udało się odjechać na ponad 50 sekund nad goniącymi ich zawodnikami, do których zbliżał się peleton, który dogonił ich bez większych problemów.
60 kilometrów przyspieszyła ekipa lidera - UAE Team Emirates. Główna grupa zbliżała się do ucieczki i zdołała ją złapać. Odjazd nie udał się z kolei Abrahamsenowi, który liczył na powrót na prowadzenie w klasyfikacji górskiej.
Na nieco ponad 20 kilometrów peleton kontrolował sytuację. Kolejne próby ucieczek kończyły się niepowodzeniem i wówczas stało się jasne, że o końcowy triumf powalczą sprinterzy. Na 3 km przed końcem atak przeprowadził Abrahamsen, ale ten znów był nieudany.
Na finałowej prostej doszło jeszcze do kraksy, która wybiła z głowy triumf części kolarzm. Ostatecznie najszybszy z niewielkiej grupki okazał się być Jasper Philipsen. Za nim uplasowali się Wout van Aert i Pascal Ackermann.